środa, 23 kwietnia 2014

07. Calm down, bro

NIE JEST TO TŁUMACZENIE, TYLKO OPOWIADANIE MOJEGO AUTORSTWA.

Zaktualizowałam bohaterów, zajrzyjcie. 

Gdy słowa nieznajomego dotarły do mnie, odwróciłam się by sprawdzić kogo udało mi się doprowadzić do takiego stanu. Przede mną stał Cody, ledwo trzymający się na nogach. Przeczuwam, że od również przesadził tej nocy z alkoholem.
-Nie wiedziałam, że tu będziesz.
-Ja natomiast nie wiedziałem, że potrafisz być taka seksowna. Chociaż nie… To wiedziałem odkąd cię tylko zobaczyłem. Nie wiedziałem, że potrafisz tak działać na facetów. – jego wypowiedź i głupkowaty uśmiech spowodowały, że zachichotałam i uderzyłam go żartobliwie w ramię.
-Wiele rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz. – powiedziałam, uśmiechając się przy tym zadziornie i puszczając mu oczko. – Chodź się napić!
Chłopak chwycił mnie za rękę i pociągnął w kierunku kuchni, przepychając się przez tłum imprezowiczów szalejących do piosenki Taio’a Cruz’a Hangover. Coś czuję, że jej tekst będzie idealnie odzwierciedlał mój jutrzejszy nastrój.
Przechodząc przez salon, zauważyłam Demi przysypiającą na kolanach Chrisa, Ryana i Chaza z jakimiś blondynkami, które wyglądały jak bliźniaczki oraz Justina wpychającego język do ust swojej nowej zdobyczy. Kątem oka zauważyłam jak po skończonym pocałunku ociera usta ręką i spogląda w moją stronę, początkowo się uśmiechając, lecz zmieniło się to w grymas, gdy zauważył ciągnącą mnie za sobą rękę Codiego.
Po dotarciu do naszego celu, którym okazała się kuchnia usiadłam na marmurowym blacie, skąd miałam dobry widok na poczynania blondyna z grzywką postawioną do góry. Najwyraźniej był już tu wcześniej i doskonale znał ten dom, gdyż wiedział gdzie znajdują się poszukiwane przez niego przedmioty.
Gdy znalazł już wszystko czego potrzebował, ustawił na blacie obok mnie dwa kieliszki, wódkę meksykańską, sól i limonke. Wszystkie te składniki były potrzebne do przygotowania tequili, czyli mojego ulubionego drinka.
Niebieskooki wypełnił obydwa kieliszki palącą gardło cieczą, a następnie podał mi je, uprzednio wznosząc toast za udaną noc. Obydwoje na 3 zlizaliśmy sól ze swoich dłoni, następnie popijając to wódką i na koniec zagryzając wszystko limonką. Czynności te powtórzyliśmy jeszcze kilka razy, dopóki nie byliśmy zbyt pijani, aby ustać na nogach.
Nie kontaktowałam zbyt dobrze, ale zdążyłam zauważyć, że jesteśmy jedynymi osobami w pomieszczeniu. Następnie swój wzrok przeniosłam na Codiego, który oblizywał usta i ewidentnie mnie obczajał. Nie pozostając mu dłużną, poszłam w jego ślady i zlustrowałam go wzrokiem. Czerwona koszula w grubą czarną kratę oraz czarne rurki lekko zwisające mu na biodrach i odkrywające czarną gumkę jego bokserek od Calivn’a Klein’a sprawiały, że wyglądał gorąco. A nawet bardzo.
Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo jest przystojny. Nie dostrzegłam tego prawdopodobnie dlatego, że rzadko kto wygląda pociągająco w za dużych dresach i przepoconej koszulce. Nie wiem czy to jego wygląd, czy alkohol płynący moich żyłach podkusił mnie do pocałowania go.
Przyciągnęłam go do siebie za kołnierzyk i zaatakowałam jego wargi swoimi, czując jak bez zastanowienia oddaje pocałunek. Był on przepełniony wyłącznie pożądaniem i niczym innym. Obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jest to nic nie znacząca i jednorazowa sytuacja. Z tego też powodu postanowiliśmy ją w pełni wykorzystać.
Cody przygryzł moją dolną wargę i chwycił mnie za uda, które oplotły go w pasie. Trzymając mnie za pośladki chłopak ścisnął je, powodując, że zajęczałam z przyjemności i uchyliłam usta, tym samym dając jego językowi pozwolenie na penetrowanie ich. Toczyliśmy zawziętą walkę o dominację, którą wygrałam, uśmiechając się przy tym chłopakowi w usta z samosatysfakcji.
Wreszcie oderwaliśmy się od siebie z powodu braku tlenu. Ciężko dysząc, oparłam swoje czoło o jego i posłałam mu promienny uśmiech.
-Dobrze całujesz.
-Ty też, mała. – powiedział, stawiając mnie na ziemi.
 -Ma się ten dar. – powiedziałam, poprawiając przy tym wyimaginowany kołnierzyk.
-Może idziemy na górę? Głowa mi napierdala od tego hałasu. – Cody zrobił skwaszoną minę, na co się zaśmiałam i pozwoliłam mu poprowadzić na górę.

*Justin*

-Yeah, było miło ale się skończyło. – powiedziałem do o ile dobrze pamiętam Chelsea, która zaczęła się robić nachalną suką.
-Ale Justy-
-Wypierdalaj. – zniósłbym wszystko i spławiłbym ją w milszy sposób, gdyby nie to pieprzone „Justy”. Brzmi jak imię jakiegoś konika z bajki dla czterolatków.
Zauważając, że Chaz i Ryan są zajęci swoimi nowymi zdobyczami, postanowiłem udać się do kuchni po piwo. Przechodząc obok schodów zauważyłem jak Cody prowadzi jakąś kolejną schlaną dziewczynę na piętro, chyba sami wiecie po co. Z miejsca, w którym stałem miałem idealny widok na jej długie i opalone nogi, oraz na jędrny tyłek, który opinała czarna sukienka. Cholera, udało mu się.
W pewnej chwili szatynka przekręciła swoją głowę w prawo, odgarniając swoje włosy na plecy. Spojrzałem na jej twarz i musiałem stwierdzić, że jest piękna i wygląda jak siostra bliźniaczka Jessy. Chwila...to jest Jessi!
Przetarłem oczy, aby upewnić się czy nie są to tylko zwykłe omamy, jednak para zdążyła już zniknąć z mojego pola widzenia. Pod wpływem impulsu chciałem iść za nimi i przewiesić sobie Jessi przez ramię, aby do niczego nie doszło, ale dopiero na dziesiątym stopniu schodów doszło do mnie, że to co robi to jej sprawa, nawet jeśli jest pod wpływem alkoholu.
Obróciłem się i poszedłem do wcześniej wybranego celu. Gdy już znalazłem swoje ulubione piwo, postawiłem je na blacie i wypiłem wręcz duszkiem, uprzednio otwierając je otwieraczem. Po dwóch piwach zrozumiałem, że pomimo tego, że chcę, nie mogę zignorować faktu, że Jessica jest z Codym na górze i robią niewiadomo co.
Nie zależy mi na Niej, ani nic z tych rzeczy, ale sam fakt, że jest tak gorąca i na dodatek jest moją sąsiadką sprawia, że tak jak każdy facet w mojej sytuacji jestem o nią zazdrosny.
Wypiłem ostatni kieliszek wódki i poszedłem na górę, po drodze pytając imprezowiczów czy widzieli poszukiwaną przeze mnie parę, jednak wszyscy byli tak nachlani, że nawet nie potrafiliby mi powiedzieć jak się nazywają. W takich chwilach dziękuję ojcu, za odziedziczenie po nim twardej głowy.
Kiedy pokonałem już ostatni stopnień spojrzałem na kremowy korytarz i znajdujące się w nim trzy pary drzwi. Nie zastanawiając się długo otworzyłem pierwsze z nich i równie szybko je zamknąłem, gdy ujrzałem za nimi łazienkę, a w niej jakieś dwie lesbijki. Ostro.
Gdy chwytałem za klamkę następnych dni usłyszałem zduszony chichot jakieś dziewczyny, która z pewnością nie była trzeźwa oraz głos chłopaka, który próbował ją uciszyć. Muzyka była zbyt głośna abym mógł powiedzieć, czy to z pewnością Jessica i Cody, jednak postanowiłem to sprawdzić.
Powoli nacisnąłem na klamkę i lekko uchyliłem drzwi, nie chcą mieć urazy przez to, że mógłbym zobaczyć nagiego Codiego. Przez ciemność panującą w pokoju nie mogłem nic dostrzec, a światło z księżyca padające przez okno pomagało, jednak w małym stopniu.
Na dwuosobowym łóżku znajdowała się para dosłownie wciskająca sobie języki do buzi, byli taki zajęcie sobą, że nawet mnie nie zauważyli. Natomiast na kremowym dywanie znajdującym się u nóg łóżka leżała czarna obcisła sukienka. Dokładnie taka sama jak Jessi.
Ten fakt wystarczył, aby zazdrośnik wewnątrz mnie przejął kontrolę nad sytuacją. Nawet nie zauważyłem, w której chwili ściągałem chłopaka z dziewczyny i powaliłem go na ziemię od razu zaczynając go okładać pięściami. Moje ciosy pomimo tego, że były niechlujne i popadały byle gdzie, nie traciły na sile. Chłopak wciąż był zdezorientowany, więc leżał pode mną potulnie przyjmując uderzenia i nawet nie podejmując próby kontrataku.
Szatynka, która wciąż znajdowała się na łóżku zaczęła się drzeć jakbym co najmniej zabijał jej chłopaka piłą mechaniczną jak w horrorach. Słysząc za sobą jakieś głosy, które zignorowałem, doszedłem do wniosku, że jej wołania nie poszły na marne i kogoś zainteresowała zaistniała sytuacja.
Nagle poczułem jak ktoś chwyta mnie za ramiona, zatrzymując moje dalsze ciosy i próbuje mnie odciągnąć. Widząc, że chłopak, który był moim „workiem treningowym” leży wystarczająco zmasakrowany na podłodze, przestałem się wyrywać.
-Stary, kurwa co w ciebie wstąpiło? – powiedział Simpson. Ale czekaj, to niemożliwe, przecież on leży na podłodze. Przekręciłem kark i stanąłem twarzą w twarz z Codym.
O kurwa, Bieber...to żeś się wkopał.
-Eee…ten gościu próbował ją wykorzystać, pomimo jej sprzeciwu, więc zareagowałem. To chyba normalne? – powiedziałem to co wymyśliłem na poczekaniu, wewnętrznie mając nadzieję, że blondyn mi w to uwierzy.
-Ugh, to takie typowe dla Jasona, on jest takim dupkiem. Dobra robota, stary; z taką twarzą nie wyjdzie z domu co najmniej przez kilka tygodni. – powiedział, poklepując mnie po ramieniu. – A teraz lepiej się zmywajcie, zanim jego obstawa przyjdzie i uwierz mi, nie będzie za przyjemnie.
Przytaknąłem głową i wykonałem z Codym wymyślone przez nas przybicie dłoni na pożegnanie. Odwracając się w stronę drzwi, zauważyłem Jessice opierającą się o framugę drzwi i kręcącą głową z politowaniem, jednak wciąż się uśmiechała. Jeszcze nie jestem u niej przegrany. Wewnętrznie miałem ochotę odtańczyć taniec szczęścia, który zapewne przypominałby taniec ludowy jakiś ludów afrykańskich.
-Dobry prawy sierpowy, Bieber. – powiedziała niebieskooka, aczkolwiek w ciemności jej tęczówki przybierały zieloną barwę. – A teraz chodź, musimy znaleźć naszych towarzyszy. – zaśmiałem się razem z nią. Szatynka chwyciła mnie za rękę i pociągnęła na dół. Splotłem ze sobą nasze palce, oczekując, że wyrwie swoją dłoń czy coś na ten gest jednak nijak na to zareagowała.
Po ominięciu ludzi wciąż wyginających się na parkiecie, nietrudno było zauważyć siedzących na kanapach naszych przyjaciół. Spośród całej czwórki chyba tylko Ryan był trzeźwy, jednak nie miał on zbytnio innego wyboru, biorąc pod uwagę to, że dzisiaj to on był naszym kierowcą.
-Pobudka! – wykrzyczałem do ucha Chaza, na co podskoczył na fotelu i rozejrzał się dookoła zdezorientowany. Widząc, że wszyscy już stoją i czekając wyłącznie na niego, również podniósł swój tyłek z kanapy, lecz gdyby nie Ryan, który go chwycił zasnąłby na stojąco.
Kiedy udało nam się opuścić imprezę wsiedliśmy do samochodu Ryana, jednak tym razem Jessica nie zajęła miejsca na moich kolanach, czego żałowałem, bo uwierzcie mi na słowo; jej jędrny tyłek na twoich kolanach to naprawdę zajebiste uczucie.
-Nocujecie dzisiaj u mnie? – powiedziała Jessica do Chrisa, Chaza i Ryana, przerywając ciszę w aucie. Ja nie miałem zbyt dużej możliwości wyboru, ale szczerze mówiąc, nie zamierzam narzekać z tego powodu.
Chris zgodził się pod pretekstem, że zostanie w razie czego, gdyby Demi stwarzała problemy, co było chyba najgłupszą wymówką jaką do tej pory słyszałem, ponieważ blondynka spała jak zabita i raczej nie miała zamiaru się budzić, aż do rana, natomiast Chaz i Ryan odmówili, tłumacząc, że jutro mają jakiś ważny mecz czy coś w tym stylu i muszą się dobrze wyspać, a dobrze wiemy, że było to niemożliwe w naszym gronie.
-Nie zróbcie mi tylko jutro wstydu. – powiedziałem, gdy po 10 minutach wjechaliśmy na podjazd Hamiltonów. – Niech moc będzie z Wami. – wybuchłem śmiechem, gdy Ryan z Chazem zasalutowali i powiedzieli „Tak jest, sir”.
Wszyscy wysiedliśmy z samochodu i po pomachaniu chłopakom na pożegnanie weszliśmy do domu. Po ustaleniu, że wszyscy będziemy spali w salonie i wytłumaczeniu przez  Jessi, gdzie znajdują się łazienki, każdy z nas się do niej udał, aby się odświeżyć oprócz Demi, która już pochrapywała na ułożonych przez nas kocach i pościelach w salonie.
Po przemyciu swojej twarzy wodą i przepłukaniu ust płynem, dzięki któremu mój oddech był świeższy wróciłem do salonu, w którym zastałem Chrisa obejmującego Demi w tali.
Nie wiedząc co innego mógłbym zrobić, usiadłem na kanapie i czekałem na Jessi. Mieliśmy spać razem, co bądźmy szczerze wcale mi nie przeszkadzało. Mogę się nawet założyć, że żaden facet niemiałby nic przeciwko spania z dziewczyną, która wygląda jak chodzący sex.
Słysząc ciche stąpnie stóp po marmurowych schodach obróciłem głowę w tamtym kierunku i skoncentrowałem swoje spojrzenie na nogach szatynki, które nie zostały przykryte przez czarną koszykarską koszulkę Chicago Bulldogs.
Widząc jak Jessica ziewa, porzuciłem pomysł rozpoczęcia jakiejkolwiek konwersacji. Zamiast tego podszedłem do niej i chwyciłem jej dłoń, następnie ciągnąc ją w kierunku naszego dzisiejszego legowiska.
Gdy wraz z Jessicą zajęliśmy wygodne pozycje, przyciągnąłem ją do siebie lewą ręką, chwilę później ją nią obejmując w pasie i przykryłem nasze ciała kołdrą.
-Dobranoc, księżniczko. – powiedziałem w jej włosy, składając tam również delikatny pocałunek.
-Dobranoc, Justin. – odpowiedziała ziewając, a następnie obydwoje oddaliśmy się w objęcia Morfeusza.

*Jessica*

-Ja pierdole! – obudziłam się, słysząc krzyki i przekleństwa, a następnie dźwięk tłuczonych się garnków dobiegający z kuchni.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu trwając wciąż w letargu. Nasza para gołąbeczków wciąż smacznie spała, a salon wciąż był wypełniony wszelkiego rodzaju kołdrami i poduszkami, jednak czegoś mi tu brakowało. A mianowicie Justina.
Kolejny hałas dochodzący z kuchni wzmożył moje zainteresowanie. Prawdopodobnie był to szatyn, którego obecności mi tu brakowało. Nagle, przypomniałam sobie jak chłopacy opowiadali mi, że połączenie kuchni i Biebera nigdy nie kończy się zbyt dobrze.
W dość szybkim tempie podreptałam do kuchni, po drodze modląc się, abym zastała ją w dobrym stanie. Westchnienie ulgi wyszło z moich ust, gdy zauważyłam, że moja prośba została wysłuchana. Szatyn klęczał przed szafką w otoczeniu różnorodnych garnków, których przybywało za każdym razem gdy jego ręka nurkowała w jej wnętrzu.
-Jest! – wykrzyknął cicho chłopak, uśmiechając się jak pięciolatek, który dostał nową zabawkę na widok patelni znajdującej się w jego dłoni.
Wyciągając głowę zza mahoniowych drzwiczek, spojrzał w stronę framugi, o którą się opierałam i podskoczył w miejscu, waląc tym samym swoją głową w blat. Najwyraźniej nie spodziewał się mnie tam zobaczyć.
Nie muszę chyba mówić, że zamiast sprawdzić czy nic mu się nie stało, stałam w tym samym miejscu zgięta w pół i śmiejąc się do rozpuchu z zaistniałej sytuacji oraz grymasu na twarzy Justina, rozmasowującego bolące miejsce.
-Oj Bieber, Bieber, co ty odpierdalasz? – zapytałam, gdy udało mi się opanować oddech i powstrzymać wybuch śmiechu.
-Chciałem zrobić śniadanie. – powiedział, obserwując jak siadam na blacie wyspy naprzeciwko niego. – Ale nie mogłem znaleźć patelni i już mi się odechciało. Wytłumacz mi jakim cudem masz 15 takich samych garnków różniących się tylko rączką i ani jednej patelni?
-Nie wiem, kuchnia jest miejscem, do którego mam zakaz wstępu, odkąd przypaliłam wodę.
-Hahahaha, co? A myślałem, że to ja jestem kiepskim kucharzem.
-I wciąż jesteś. – posłałam w jego stronę promienny uśmiech.
-Ciekawe czy będziesz mówić tak samo, gdy spróbujesz mojej abrozji.
-Masz na myśli kanapkę z nuttelą? Jest to chyba jedyna rzecz, którą umiesz zrobić.
-Umiem jeszcze zaparzyć wodę, w przeciwieństwie do Ciebie. – oczywiście ten dupek, będzie mi to teraz wypominał.
-Ey! – oburzyłam się. – To nie moja wina, że zepsuł się zegarek w kuchni i woda zamiast gotować się 10 minut, gotowała się godzinę, a jak wróciłam to już jej nie było, bo wyparowała.
-Wow, dzięki, że mówisz. Chciałem zaproponować, że razem coś przygotujemy, ale boję się o swoje zdrowie. – powiedział Justin, za co oberwał ode mnie w tył głowy, przypadkowo w miejsce, gdzie prawdopodobnie znajdował się siniak po spotkaniu z grafitowym blatem.
-Auu! – syknął Justin, ponownie pocierając obolałe miejsce. – Pojedziemy do naleśnikarni, co ty na to mała?
-Mała to może być twoja pała. – powiedziałam, wystawiając język w jego stronę.
-Chcesz się przekonać? – szatyn puścił mi oczko, poruszając przy tym sugestywnie brwiami i uśmiechając się uwodzicielsko.
-Co? Nie! – od razu zaprzeczyłam i pobiegłam na górę, by się przygotować, wcześniej słysząc jak Justin wybucha śmiechem.
Zauważyłam przez okno, że pomimo słońca, świecącego w całej swojej okazałości pogoda nie jest najcieplejsza z powodu wiatru. Stanęłam przed garderobą w rozkroku, opierając prawą rękę na biodrze i zastanawiając się co założyć, aby wyglądać dobrze, ale żeby nie było mi ani za zimno, ani za gorąco. Nawet córka projektantki codziennie boryka się z tym problemem, jakim jest wybór ubrań.
Zauważając czarny prześwitujący sweterek postanowiłam połączyć go z białą bokserką oraz również czarnymi postrzępionymi szortami i założyć na siebie. Aby dopełnić efekt końcowy na nogi wsunęłam czarne botki, natomiast na nos typowe również amerykańskie okulary. Pokręciłam w rozbawieniu głową, gdy pomyślałem, że zamiast śpiewać „Zielono mi” mogę śpiewać „Czarno mi”.
Słysząc zirytowane krzyki Justina, abym się pospieszyła zdążyłam jeszcze jedynie spleść opadające mi na twarz kosmyki włosów w dwa małe warkoczyki i spiąć je po bokach wsuwkami.
Gdy uznałam, że jestem gotowa zbiegłam na dół, wyszłam z domu i wsiadłam do czarnego chromowanego Range Rovera Justina, czekającego na mnie na podjeździe, uprzednio zostawiając w kuchni kartkę dla naszych śpiochów, że pojechaliśmy zjeść śniadanie na mieście.
-Tak w ogóle to gdzie jest ta naleśnikarnia? – zapytałam, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że nie wiem gdzie jest cel naszej podróży, ani jak się nazywa.
-Kilka ulic dalej, zaledwie 10 minut drogi. – odpowiedział Justin, ze skupieniem przekręcając kierownice w prawo. – Należy ona do Billiego, mojego przyszywanego wujka. Pamiętam, że czasami wstawałem o 5 tylko po to by zdążyć zjeść przed szkołą śniadanie u niego.
Resztę drogi, której tak jak wspominał Bieber pozostało nam niewiele, pokonaliśmy w przyjemnej ciszy, zakłócanej jedynie piosenkami wydobywającymi się z radia.
Po zaparkowaniu samochodu na pustym parkingu, nie licząc kilku samochodów, Justin wysiadł i jak na gentelmana przystało otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść, za co podziękowałam mu uśmiechem.
Po naciśnięciu małego guziczka na pilocie i usłyszeniu charakterystycznego dźwięku zamykania się auta, Justin zarzucił  swoją rękę niedbale na moje ramię i obydwoje udaliśmy się w stronę małej, przyjaznej knajpki z czerwonym szyldem, na którym pisało „Billy”. Okolica tak jak i większa część miasta była zadbana i spokojna oraz była otoczona łonem natury.
Otwarte przez nas drzwi lekko zaskrzypiały, a dzwoneczek znajdujący się nad nimi zadzwonił, sprawiając tym samym, że oczy wszystkich były skupione na nas, co z lekka mnie irytowało. Nie macie nic ciekawszego do roboty tępe dzidy?
Justin nie zwrócił na nich nawet uwagi i pociągnął mnie w kierunku wolnego stolika, którego tu nie brakowało. Usiedliśmy naprzeciwko siebie na wygodnych czerwonych, skórzanych kanapach przy oknie i chwyciliśmy do ręki karty dań znajdujące się na stoliku, chwilę później zaczynając je studiować.
-Wybrałaś już coś? – zapytał Justin, na co przytaknęłam głową.
-Naleśniki z bitą śmietaną, owocami i polewą czekoladową. Od samego myślenia o tej bombie kalorycznej cieknie mi ślinka. – i jakby na potwierdzenie moich słów, mój brzuch przeraźliwie zaburczał, przez co razem z Jusem wybuchłam śmiechem.
-Chyba też się na to skuszę. – zamknął menu i pomachał ręką w powietrzu do kelnerki stojącej za ladą. Szatynka z sztucznymi cyckami, które wręcz wychodziły z za małego o co najmniej 2 rozmiary uniformu, jakby tylko na to czekała  i już kilka sekund później stała przy naszym stoliku z uwodzicielskim uśmiechem.
-Co dla Ciebie? – oczywiście swoje pytanie skierowała do Justina, niezauważalnie obciągając dekolt w dół, o ile w ogóle było to jeszcze możliwe.
-Naleśniki z bitą śmietaną, owocami i polewą czekoladową i latte macchiato. – odpowiedział Justin, gapiąc się jej w cycki. Faceci.
-Dwa razy. – dopowiedziałam, za co otrzymałam karcące spojrzenie od kelnerki. Od kiedy złożenie zamówienia to coś złego? – To wszystko, możesz już iść.  – powiedziałam z przesadnie miłym uśmieszkiem na twarzy. Dziwka już mnie wkurwiła, a zapowiadał się taki dobry dzień.
Dziewczyna spojrzała na Justina jakby błagalnym wzrokiem, aby kazał jej jeszcze zostać, lecz szatyn nijak na to zareagował.
-Czy ktoś tu jest zazdrosny? – zapytał Justin z aroganckim uśmieszkiem, gdy zostaliśmy sami.
-Kpisz sobie ze mnie? – naprawdę nie byłam zazdrosna. No, albo może tak tylko odrobinkę. Ale to chyba normalne; ciekawy która z Was by się nie wkurzyła, gdyby osoba, która Was zaprosiła do knajpki gwałciłaby wzrokiem kelnerke? No właśnie żadna. – Po prostu obrzydza mnie to jak gapiłeś się w te jej sztuczne cycki. Co w tym atrakcyjnego?
-Ey, nie gapiłem jej się w cycki! – zaprzeczył Justin, jednak sam wiedział, że to nieprawda.
-Nie, wcale. – zironizowałam. – Gdy spytała się Ciebie co zamawiasz, myślałam, że odpowiesz twoje cycki czy coś w tym stylu. Albo jak…-
-Dobra, okey! Przyznaję się, gapiłem się jej w cycki. – powiedział Justin trzymając uniesione dłonie, w geście poddanie się.
-Opanuj hormony, Bieber. – powiedziałam, puszczają mu perskie oczko. Szatyn otworzył usta, aby mi odpowiedzieć jakąś ripostą czy coś, ale przeszkodziła mu w tym nasza ulubiona kelnerka niosąca nasze dania. Wyczuj sarkazm, skarbie.
-Smacznego. – powiedziała, umieszczając dania na stoliku, nachylając się przy tym tak, że bałam się, że zamoczy swoje cycki w bitej śmietanie. Skrzywiłam twarz w zdegustowaniu, co nie uszło jej uwadze, gdyż wymamrotała pod nosem „Suka”. Teraz to przegięłaś dziwko.
-Wiesz co… - spojrzałam na jej plakietkę z imieniem i kontynuowałam. - …Kelsey. Chciałam Ci pogratulować, ale nie było okazji. – powiedziałam przesłodzonym tonem.
Dziewczyna złączyła brwi w  zdezorientowanie. – Czego?
-Słyszałam ostatnio, że twoja dupa uzyskała instytut użytku publicznego. – dumna z siebie odchyliłam się w tył i oparłam plecami o skórzany zagłówek obserwując jak lewa powieka Kelsey zaczyna drgać, a żyłka na jej szyi pulsować, natomiast Justin zakrztusił się kawałkiem naleśnika, którego konsumował i spróbował zdusić śmiech.
-Odszczekaj to. – powiedziała, przyjmując dziwkarską pozę.
-Ja to nie ty, suko. Tak w ogóle co ty tu robisz? Z taką ilością tapety na ryju, ze spokojem możesz być tynkarzem. – o tak, suki. Jessi się rozkręca.
-Pff, ja przynajmniej jestem ładna. – prychnęła.
-Wybacz, ale przez te 6 warstw tapety na twoim ryju nic nie mogę zobaczyć. – okey, to było suche. -  Od urodzenia jesteś taka brzydka, czy po prostu w dzieciństwie Ci się kołyska zapaliła i twój ojciec ją łopatą gasił? – zapytałam z udawanym zainteresowaniem.
-Pff.
-Boże, widzisz a nie grzmisz. A tak, zapomniałam. Prąd plastiku nie bierze. – zaśmiałam się i chciałam już kontynuować, lecz przerwał mi Justin widząc, że sytuacja robiła się poważniejsza. Szczerze, to miałam jej ochotę tak walnąć w ten pusty ryj, że będzie tańczyła trzy dni bez muzyki.
-Tobie już podziękujemy. – swoje słowa Justin skierował do kelnerki, która po raz ostatni posłała mi groźne spojrzenie i odeszła w stronę lady.
-Zombie jedzą mózgi, możesz spać bezpiecznie! – ups, nie mogłam się powstrzymać.
Przeniosłam swoje spojrzenie na Justina, który siedział naprzeciwko mnie z grobową miną, posyłając mi przy tym karcące spojrzenie, przez co wewnętrznie skuliłam się w duchu, co było do mnie niepodobne. Jednak chwilę potem jego usta uformowały się w najszerszy uśmiech jaki do tej pory widziałam, natomiast z pulchnych warg wydobył się słodki chichot. Serio Jessica, serio? Słodki?
O witaj Cassidy, dawno Cię tu nie było.
Jednak tym razem musiałam przyznać swojej podświadomości rację, słowo „słodki” nie występowało w moim słowniku jeśli chodzi o facetów.
 I jeszcze jedno; tak, nazwałam swoją podświadomość Cassidy. Ale hej, nie osądzaj mnie! Inni nazywają swoje telefony, auta albo inne pierdoły, więc to, że również nadałam swojej wewnętrznej suce imię nie powinno być niczym dziwnym.
-Boże dziewczyno, wyjdź za mnie. – okey, coś mnie ominęło?
Justin widząc moje brwi zmarszczone w zdezorientowaniu kontynuował. – Jeszcze nigdy nie widziałem, aby jakakolwiek laska miała aż taki cięty  język. Twoje riposty były zajebiste, zgasiłaś ją kompletnie. Dobra robota, shawty. – nie muszę chyba wspominać, że moje ego osiągnęło maximum, a Cassidy uśmiechała się dumnie i mentalnie sobie gratulowała.
-Lubię być oryginalna. – posłałam w jego stronę swój olśniewający uśmiech, zastanawiając czy moje zęby również zabłyszczały jak w tych wszystkich amerykańskich filmach. Chociaż wątpię, że tysiące, które były zainwestowane w moją szczękę, przyniosły aż taki efekt.
Widząc, że żadne z nas nie ma już nic nie do powiedzenia, ukroiłam kawałek cuda znajdującego się na talerzu przede mną następnie umieszczając go w buzi, czując jego niebiański smak w podniebieniu.
Fantazjowałam o tym od chwili gdy tylko go zobaczyłam, lecz nawet moja bogata wyobraźnia nie przewidziała, że będzie on smakował, aż tak dobrze.
Zamknęłam oczy i jęknęłam w błogości, nie przestając rozkoszować się tym uczuciem. Głodomor, który krył się we mnie od rana pochłonął naleśnika wraz ze wszystkimi dodatkami w zaledwie 5 minut, gdzie Justinowi zajęło to około dwudziestu.
Objedzona oparłam swoje plecy o skórzany zagłówek za mną, odchylając głową w tył z przymkniętymi oczami, masując się przy tym po brzuchu, który aż mnie rozbolał od nadmiaru słodkości pochłoniętych w zbyt krótkim czasie.
Justin również poszedł w moje ślady i po dokładnym oblizaniu talerza, również rozłożył się na kanapie, wyglądając jakby był u siebie. Położenie nóg na stół zdecydowanie nie było kulturalne, za co oberwał ode mnie, dość mocnego kopniaka w piszczel, znajdujący się pod stołem.
Szatyn jęknął zdenerwowany i już chciał mnie zbesztać, jednak przerwał mu w tym mój telefon, wibrujący na stole i wydający z siebie piosenkę Rock N Roll Avril Lavinge, ustawioną jako mój dzwonek.
-Jessi? – usłyszałam w słuchawce głos Demi.
-Nie Penelope Cruz, w czym mogę pomóc? – warknęłam zirytowana, wywracając przy tym oczami. Spójrz, tą sytuację przerabiam już z Demetrią od kilku miesięcy. Pomimo tego, że telefon jest dla mnie jak dziecko i nikomu go nie oddaję (o czym blondynka wie doskonale), za każdym razem gdy wciskam zieloną słuchawkę, słyszę jak zawsze sprawdza czy to ja odebrałam telefon, co z biegiem czasu zaczęło mnie ogromnie wkurwiać. Nawet godzinny monolog, który jej wygłosiłam na ten temat, nie przyniósł oczekiwanych efektów.
-Ugh, a Ciebie jak zawsze nie opuszcza poczucie humoru? – zapytała, nie dając mi nawet szansy odpowiedzieć. – W każdym razie gdzie jesteście?
-Napisałam Ci przecież, że pojechałam z Justinem coś zjeść. Uwierz Demi, czytanie nie boli.
-Hahaha, bardzo śmieszne. – tak, ona też kocha sarkazm. – Chciałam Ci tylko powiedzieć, że poszłam na miasto i kluczę zostawiłam Ci w doniczce.
-Na miasto powiadasz? – powiedziałam, udając, że trwam w zadumie.
-Tak, coś w tym dziwnego? – odpowiedziała, pytaniem na pytanie.
-Nie, skądże. Ale czy aby na pewno Chris nie maczał w tym palców? – zachichotałam pod nosem, wyobrażając sobie jak jej policzki przybierają kolor dojrzałych pomidorów.
-Czy ty zawsze musisz być taka ciekawska? – jej głos brzmiał na zirytowany, lecz znałam ją zbyt dobrze i wiedziałam, że dosłownie próbuje nie eksplodować i nie powiedzieć mi o tym, że Chris się z nią umówił, co było do przewidzenia od ich pierwszego spotkania.
-Uh, okey. Zaprosił mnie  do kina, zadowolona? – powiedziała, piszcząc i skacząc, co wywnioskowałam po hałasie w tle. Czy to nie za szybko? Nie dla Demi. Może i była nieśmiała, ale wiedziała czego chcę i zazwyczaj mówiła o tym otwarcie.
-I to bardzo. Udanej ranki, misiaczki. – mój głos był zdecydowanie przesłodzony i przypominał ten, którym mówią babcie ściskając policzki swoich wnucząt.
-To nie jest randka! Do zobaczenia, skarbie.
-Okey, i pamiętaj, że jestem jeszcze za młoda na zostanie chrzestną małych Chrisiaczków. – wybuchłam śmiechem słysząc jak Demi mi wtóruje, natomiast Justin zakrztusił się kawą, którą właśnie delektował.
-Coś mnie ominęło? – zapytał szatyn, ocierając chusteczką usta, gdy już się rozłączyłam.
-Nic specjalnego. Chris zaprosił Demi na randkę. – powiedziałam, dopijając do końca swoją kawę.
-Wiedziałem. – mruknął szatyn pod nosem.
-To po co pytałeś? – zapytałam, unosząc przy tym brwi.
-Co? Aaa, nie chodzi o to. Założyłem się z Chrisem, że Twoja przyjaciółka przypadnie mu do gustu. I wygrałem 20 dolców, co było do przewidzenia. – uśmiechnął się triumfalnie i skrzyżował ręce za głową.
-A skąd taka pewność? – położyłam łokcie na stole i pochyliłam niezauważalnie w jego stronę.
-Miałem nadzieję, że będzie tak piękna jak ty i się nie pomyliłem. – powiedział tym swoim uwodzicielskim tonem. Powiedzenie, że on na mnie nie działał, byłoby kłamstwem. – Ale i tak jesteś piękniejsza od niej.
Prychnęłam. – I tak nie poruchasz, Bieber. – zaśmiałam się i wstałam, strzepując ze spodenek niewidzialny pyłek. – Idziemy?
W odpowiedzi Justin skinął głową i podszedł do mnie owijając swoją rękę wokół mojej tali, uprzednio kładąc 40 dolarów na stole. Korzystając z sytuacji spojrzałam na Miss plastików zaciskającą pięści ze złości na plastikowym kubeczku, który aktualnie ani trochę go nie przypominał i posłałam jej zwycięskie spojrzenia mówiące „Joł, madafaka. Zajebałam Ci chłopaka”. Nie mogłam się po prostu powstrzymać, a widząc jak jej lewa powieka zaczyna drgać, a żyłki na szyi pulsować, uznałam, że było warto.
-A więc jakie mamy plany na resztę dnia, shawty? – zapytał Justin, przekręcając kluczyki w stacyjce i wyjeżdżając z parkingu.
-Jaką masz pewność, że spędzimy go razem? – zdecydowanie, lubię się z nim droczyć, ba! Kocham to.
-Gdyż, aż, bo, ale jestem tak zajebisty, że marzysz o przebywaniu w moim towarzystwie.
-Yeah, Bieber. Zdecydowanie przedawkowałeś Marsjanki w dzieciństwie. – zaśmiałam się, opierając głowę o szybę. Prędkość z jaką jechaliśmy powodowała, że krajobraz za nią się rozmazywał, więc musiałam przenieść swój wzrok na jakiś element w samochodzie, żeby nie zwymiotować na deskę rozdzielczą samochody szatyna.
-Hamilton, a Ciebie jak zawsze nie opuszcza dobry humor. – powiedział szatyn, wciskając pedał gazu i przyspieszając do 150 km/h. Lubiłam szybką jazdę, więc usadowiłam się wygodnie w fotelu i przymknęłam oczy.
Ciszę panującą w samochodzie przerwał telefon Justina, który zaczął wibrować i wydawać z siebie jakąś melodię w jego kieszeni. Szatyn pozostawił lewą rękę na kierownicy, natomiast prawą wyjął telefon, a następnie przyłożył go do ucha.
-Halo? O cześć, mamo… Yeah, nie ma sprawy. O której? Okey, będę. Do zobaczenia. Tak, ja też Cię kocham. – Justin zakończył rozmowę i z powrotem wrzucił telefon do kieszeni w czarnych spodniach, odsłaniających mu prawie cały tyłek, który nawiasem mówiąc był seksowny.
-Bieber, ty słodziaku. – mój ton był zdecydowanie przesłodzony.
-Nie ty pierwsza mi to mówisz, shawty. Niestety muszę Cię zasmucić. Jesteś gotowa?
-Urodziłam się gotowa. – zaśmiałam się melodyjnie i obróciłam w fotelu tak, że miałam idealny widok na szatyna, w skupieniu kierującego autem.
-Muszę jechać odebrać moją rodzinę z lotniska i niestety nie będę mógł spędzić z tobą tego dnia. – powiedział, prawie że płaczliwym tonem. Oczywiście, było to udawane.
-Nareszcie. – powiedziałam pod nosem, jednak specjalnie wystarczająco głośno, aby Justin mógł to usłyszeć. – Ugh, mam na myśli; tak mi przykro. I jak ja bez ciebie przeżyję? – można było usłyszeć udawany ból w moim głosie.
-Mnie też to bardzo boli. Ooo… właśnie tutaj. – swoją dłoń umieścił po prawej stronie klatki piersiowej, na co zareagowałam śmiechem i przybiłam sobie ‘facepalma’.
-Debilu, serce masz po drugiej stronie. – pokręciłam głową i odpięłam pasy, widząc, że właśnie wjeżdżamy na mój podjazd.
-I tak wiem, że mnie kochasz. Do zobaczenie jutro, będę po ciebie o 11. – powiedział Justin machając mi na pożegnanie, gdy zamykałam za sobą drzwi. – Tylko nie uschnij z tęsknoty za mną!

Zaśmiałam się chyba po raz setny tego dnia i zaczęłam podążać w kierunku drzwi, zauważając jak chromowany Range Rover szatyna znika z mojego pola widzenia, skręcając w lewo na zakręcie. 


~~*~~

Hello beauties! :) 
Zaskoczone, że to Cody, a nie tak jak przypuszczałyście Justin? 
Justin byłby zbyt banalny i od początku nawet o nim nie myślałam. :)

Przy okazji chciałabym podziękować wspaniałej @couldabeenthe1 (jeśli kilkniecie na button po prawej, znajdziecie się na jej blogu graficznym) za wykonanie tego ślicznego szablonu.

Dziękuję również za Wasze komentarze, które są wspaniałe i ogromnie motywujące. 
Nawet nie wyobrażacie sobie jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam, że w ankiecie zagłosowało 131 osób, z czego 78 czyta moje opowiadanie, a 41 dopiero zaczęło. Woow. 

Bardzo bym się ucieszyła gdyby ilość komentarzy byłaby chociaż przybliżona do tych liczb. :)

Chciałam Was również poinformować, że założyłam ask'a odnośnie prowadzonych przeze mnie fanfiction KLIK i prosiłabym o kierowanie pytań odnośnie rozdziałów etc. tam a nie na moim prywatnym ask'u.

Czytasz = Komentujesz

Much love, Paulla. <33 :) 

39 komentarzy:

  1. Cudo ! Usmiechalam sie czytając te riposty hahah ubostwiam i xekam na nowy bo jest świetne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, a ja byłam stu procentowo pewna, że to Justin! ale Cody to pozytywne zaskoczenie :d Mimo tego cieszę się, że to nie jego pobił Justin xdd Dziękuję za informację o nowym rozdziale i już nie mogę doczekać się nowego, liczę na jakiś Justin-Jessica moment :D
    [irreplaceable-gentleness]

    OdpowiedzUsuń
  3. Wooooow nw co powiedzieć ;D Dlaczego musisz mieć taki talent? Jaaa też tak chceeeeeeeeę ;| Ale dość o tym dziewczyno dodawaj szybko kolejny. ;D Wenyyyyyy ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. yo Jessica kocham Twoje riposty! kurde nie mogłam sie powstrzymać od śmiechu gdy jechała tego plastika jezu kocham Cie za to hahahah jezu XD
    pozderki Justin, nie poruchasz ;<
    czekam na kolejny haha ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebiste <33 lubię to jak się droczą

    OdpowiedzUsuń
  6. Rewelacyjny ! *.*
    Nie mogę doczekać się nexta !
    Kocham to! <3
    Jessi ma zajebiste riposty ! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. uwielbiam tego bloga! jestes niesamowit!
    rozdzial swietny, chociaz myslalam, ze Justin bedzie chcial jechac z Jess na lotnisko, a tu jednak zoatawil ja w spokoju :D
    ale tak czy siak niesamowitu, czekam na kolejne rozdzialy;)

    @luuv_my_riri

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny :) /ask.fm/KrolinaGrzeskow

    OdpowiedzUsuń
  9. Super! Ciagle sie śmiałam haha :D czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zajebisty... Ubustwiam ciebie i tego bloga ;***

    OdpowiedzUsuń
  11. Super rozdział, nie no :) Na początku jak z nim tańczyła myślałam że to Justin, a tu takie zdziwo :D Nie spodobała mi się początkowa reakacja Justina jak olał Jessice , która szła za rękę z Cody'm. A tu nagle bum i "ratuje" ją z opresji xD Nie przewidziałam tego , ale bardzo mi się to spodobało ;) Nie mogę się doczekać nexta , weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialny, już czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny rozdział ! Kocham to opowiadanie, poważnie. Jak już pisałam pod poprzednim rozdziałem, genialnie tłumaczysz. :) Zdecydowanie chcę więcej i zapraszam do mnie:

    www.tlumaczenie-bound.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak zwykle rozdział jest genialny. Zaczęłam czytać to od niedawna, ale pokochałam to opowiadanie. :) Jak już pisałam pod ostatnim rozdziałem, świetnie tłumaczysz. Zdecydowanie czekam na więcej i zapraszam do mnie:

    www.tlumaczenie-bound.blogspot.com

    LadyLorence

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest to tlumaczenie, tylko opowiadanie mojego autorstwa

      Usuń
  15. O mój Boże, kocham to! Jest to chyba jedyne fanfiction, podczas którego tak bardzo się śmiałam hahahahha! Cudownie piszesz, widać że masz do tego przeogromny talent, naprawdę. Wszystko ma sens i jest przemyślane, a te wszystkie teksty sprawiają, że śmieję się jak idiotka, omg.
    Buziaki, Ola x

    OdpowiedzUsuń
  16. HAHAHAHHAHAHA BOŻE UWIELBIAM TO !!!
    HAHAHAHA "JOŁ MADAKA FAKA. ZAJEBAŁAM CI CHŁOPAKA" BOŻE, POSIKAŁAM SIĘ :'D MASZ TAK OGROMNE POCZUCIE HUMORU, ŻE.. NO ŻE TEN! NAWET WYSŁOWIĆ SIĘ NIE MOGĘ! :D UWIELBIAM TO OPOWIADANIE I CIEBIE I ŻYCZĘ WIELE WENY, WIELE UŚMIECHU I WGL :) UWIELBIAM TO! :D I CZEKAM NA NASTĘPNY ;))))

    OdpowiedzUsuń
  17. zawsze gdy myślę o Miley, kojarzy mi się ona z zabawną osobą. Ty w tym opowiadaniu jakby odzwierciedlasz Miley, jako naprawdę Miley. I to jest super, to jakie masz poczucie humoru, taki talent, gdyby to była książką - zapłaciłabym nawet 500zł żeby ją mieć :)
    pozdrawiam, buziaczki:*

    OdpowiedzUsuń
  18. ,, Joł mada faka zajebałam ci chłopaka" hahah

    OdpowiedzUsuń
  19. Zajebiste riposty i w ogóle całe opowiadanie ^^

    OdpowiedzUsuń
  20. Ooo… właśnie tutaj. – swoją dłoń umieścił po lewej stronie klatki piersiowej, na co zareagowałam śmiechem i przybiłam sobie ‘facepalma’.
    -Debilu, serce masz po drugiej stronie.

    PRZECIEŻ SERCE JEST PO LEWEJ XDDD

    OdpowiedzUsuń
  21. super!!! <3

    czekam na nn !!! :D

    OdpowiedzUsuń
  22. Świetny :) zapraszam na http://sistersalleadyandally.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  23. Hahahaha świetnt
    @VeronikaMiriam

    OdpowiedzUsuń
  24. Uśmiałam się czytając te riposty ;)
    Rozdział super ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ahahahahah Bo9ski jakie riposty ona waliła ahahahaha :D

    OdpowiedzUsuń
  26. KOCHAM CIEBIE I TO OPOWIADANIE ponieważ:
    1. Uśmiałam się do łez
    2. NIGDY W ŻYCIU bym nie przypuszczała, że to będzie Cody nie Jus
    3. Oni są tacy słooooooooooooooodcy jak te naleśniki co je Jessi 'połknęła'
    4. Demi i Chaz - aww słodko
    5. Podziwiam Twoją wyobraźnię bezgraniczną jak Ocean Spokojny
    6. I w ogóle to jest wspaniałe ♥
    Czekam na nn i dziękuję, że to piszesz ♥
    @trouvdag

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + najbardziej spodobał mi się ten fragment:
      "Fantazjowałam o tym od chwili gdy tylko go zobaczyłam, lecz nawet moja bogata wyobraźnia nie przewidziała, że będzie on smakował, aż tak dobrze. Zamknęłam oczy i jęknęłam w błogości, nie przestając rozkoszować się tym uczuciem. Głodomor, który krył się we mnie od rana pochłonął naleśnika wraz ze wszystkimi dodatkami w zaledwie 5 minut."
      Wspaniały, więc ukradłam go na tumbrl, mam nadzieję, że się nie gniewasz - otagowałam go jako jbff i tytuł tego bloga :))

      Usuń
  27. genialny rodział :) <3

    OdpowiedzUsuń
  28. Świetnie piszesz ;) czekam na następny i zapraszam do mnie http://youaremydreamshawty.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  29. Świetne opowiadanie <3 nie mogę sie doczekać następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  30. Bardzo mi się podoba ♥
    /L

    OdpowiedzUsuń
  31. 43 year-old Executive Secretary Brandtr Cooksey, hailing from Drumheller enjoys watching movies like The Derby Stallion and Yoga. Took a trip to Three Parallel Rivers of Yunnan Protected Areas and drives a Oldsmobile Limited Five-Passenger Touring. Dowiedz sie wiecej

    OdpowiedzUsuń
  32. prawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.

    OdpowiedzUsuń