NIE JEST TO TŁUMACZENIE, TYLKO OPOWIADANIE MOJEGO AUTORSTWA.
Zaktualizowałam bohaterów, zajrzyjcie.
Gdy słowa nieznajomego dotarły do mnie, odwróciłam się by
sprawdzić kogo udało mi się doprowadzić do takiego stanu. Przede mną stał Cody, ledwo trzymający się na nogach. Przeczuwam, że od również przesadził
tej nocy z alkoholem.
-Nie wiedziałam, że tu będziesz.
-Ja natomiast nie wiedziałem, że potrafisz być taka
seksowna. Chociaż nie… To wiedziałem odkąd cię tylko zobaczyłem. Nie
wiedziałem, że potrafisz tak działać na facetów. – jego wypowiedź i głupkowaty
uśmiech spowodowały, że zachichotałam i uderzyłam go żartobliwie w ramię.
-Wiele rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz. – powiedziałam,
uśmiechając się przy tym zadziornie i puszczając mu oczko. – Chodź się napić!
Chłopak chwycił mnie za rękę i pociągnął w kierunku kuchni,
przepychając się przez tłum imprezowiczów szalejących do piosenki Taio’a Cruz’a
Hangover. Coś czuję, że jej tekst
będzie idealnie odzwierciedlał mój jutrzejszy nastrój.
Przechodząc przez salon, zauważyłam Demi przysypiającą na
kolanach Chrisa, Ryana i Chaza z jakimiś blondynkami, które wyglądały jak
bliźniaczki oraz Justina wpychającego język do ust swojej nowej zdobyczy. Kątem
oka zauważyłam jak po skończonym pocałunku ociera usta ręką i spogląda w moją
stronę, początkowo się uśmiechając, lecz zmieniło się to w grymas, gdy zauważył
ciągnącą mnie za sobą rękę Codiego.
Po dotarciu do naszego celu, którym okazała się kuchnia
usiadłam na marmurowym blacie, skąd miałam dobry widok na poczynania blondyna z
grzywką postawioną do góry. Najwyraźniej był już tu wcześniej i doskonale znał
ten dom, gdyż wiedział gdzie znajdują się poszukiwane przez niego przedmioty.
Gdy znalazł już wszystko czego potrzebował, ustawił na
blacie obok mnie dwa kieliszki, wódkę meksykańską, sól i limonke. Wszystkie te
składniki były potrzebne do przygotowania tequili, czyli mojego ulubionego
drinka.
Niebieskooki wypełnił obydwa kieliszki palącą gardło cieczą,
a następnie podał mi je, uprzednio wznosząc toast za udaną noc. Obydwoje na 3
zlizaliśmy sól ze swoich dłoni, następnie popijając to wódką i na koniec
zagryzając wszystko limonką. Czynności te powtórzyliśmy jeszcze kilka razy,
dopóki nie byliśmy zbyt pijani, aby ustać na nogach.
Nie kontaktowałam zbyt dobrze, ale zdążyłam zauważyć, że
jesteśmy jedynymi osobami w pomieszczeniu. Następnie swój wzrok przeniosłam na
Codiego, który oblizywał usta i ewidentnie mnie obczajał. Nie pozostając mu
dłużną, poszłam w jego ślady i zlustrowałam go wzrokiem. Czerwona koszula w
grubą czarną kratę oraz czarne rurki lekko zwisające mu na biodrach i
odkrywające czarną gumkę jego bokserek od Calivn’a Klein’a sprawiały, że
wyglądał gorąco. A nawet bardzo.
Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo jest
przystojny. Nie dostrzegłam tego prawdopodobnie dlatego, że rzadko kto wygląda
pociągająco w za dużych dresach i przepoconej koszulce. Nie wiem czy to jego
wygląd, czy alkohol płynący moich żyłach podkusił mnie do pocałowania go.
Przyciągnęłam go do siebie za kołnierzyk i zaatakowałam jego
wargi swoimi, czując jak bez zastanowienia oddaje pocałunek. Był on
przepełniony wyłącznie pożądaniem i niczym innym. Obydwoje zdawaliśmy sobie
sprawę z tego, że jest to nic nie znacząca i jednorazowa sytuacja. Z tego też
powodu postanowiliśmy ją w pełni wykorzystać.
Cody przygryzł moją dolną wargę i chwycił mnie za uda, które
oplotły go w pasie. Trzymając mnie za pośladki chłopak ścisnął je, powodując,
że zajęczałam z przyjemności i uchyliłam usta, tym samym dając jego językowi
pozwolenie na penetrowanie ich. Toczyliśmy zawziętą walkę o dominację, którą
wygrałam, uśmiechając się przy tym chłopakowi w usta z samosatysfakcji.
Wreszcie oderwaliśmy się od siebie z powodu braku tlenu.
Ciężko dysząc, oparłam swoje czoło o jego i posłałam mu promienny uśmiech.
-Dobrze całujesz.
-Ty też, mała. – powiedział, stawiając mnie na ziemi.
-Ma się ten dar. –
powiedziałam, poprawiając przy tym wyimaginowany kołnierzyk.
-Może idziemy na górę? Głowa mi napierdala od tego hałasu. –
Cody zrobił skwaszoną minę, na co się zaśmiałam i pozwoliłam mu poprowadzić na
górę.
*Justin*
-Yeah, było miło ale się skończyło. – powiedziałem do o ile
dobrze pamiętam Chelsea, która zaczęła się robić nachalną suką.
-Ale Justy-
-Wypierdalaj. – zniósłbym wszystko i spławiłbym ją w milszy
sposób, gdyby nie to pieprzone „Justy”. Brzmi jak imię jakiegoś konika z bajki
dla czterolatków.
Zauważając, że Chaz i Ryan są zajęci swoimi nowymi
zdobyczami, postanowiłem udać się do kuchni po piwo. Przechodząc obok schodów
zauważyłem jak Cody prowadzi jakąś kolejną schlaną dziewczynę na piętro, chyba
sami wiecie po co. Z miejsca, w którym stałem miałem idealny widok na jej
długie i opalone nogi, oraz na jędrny tyłek, który opinała czarna sukienka. Cholera, udało mu się.
W pewnej chwili szatynka przekręciła swoją głowę w prawo,
odgarniając swoje włosy na plecy. Spojrzałem na jej twarz i musiałem
stwierdzić, że jest piękna i wygląda jak siostra bliźniaczka Jessy. Chwila...to jest Jessi!
Przetarłem oczy, aby upewnić się czy nie są to tylko zwykłe
omamy, jednak para zdążyła już zniknąć z mojego pola widzenia. Pod wpływem
impulsu chciałem iść za nimi i przewiesić sobie Jessi przez ramię, aby do
niczego nie doszło, ale dopiero na dziesiątym stopniu schodów doszło do mnie,
że to co robi to jej sprawa, nawet jeśli jest pod wpływem alkoholu.
Obróciłem się i poszedłem do wcześniej wybranego celu. Gdy
już znalazłem swoje ulubione piwo, postawiłem je na blacie i wypiłem wręcz
duszkiem, uprzednio otwierając je otwieraczem. Po dwóch piwach zrozumiałem, że
pomimo tego, że chcę, nie mogę zignorować faktu, że Jessica jest z Codym na
górze i robią niewiadomo co.
Nie zależy mi na Niej, ani nic z tych rzeczy, ale sam fakt,
że jest tak gorąca i na dodatek jest moją sąsiadką sprawia, że tak jak każdy
facet w mojej sytuacji jestem o nią zazdrosny.
Wypiłem ostatni kieliszek wódki i poszedłem na górę, po
drodze pytając imprezowiczów czy widzieli poszukiwaną przeze mnie parę, jednak
wszyscy byli tak nachlani, że nawet nie potrafiliby mi powiedzieć jak się
nazywają. W takich chwilach dziękuję ojcu, za odziedziczenie po nim twardej
głowy.
Kiedy pokonałem już ostatni stopnień spojrzałem na kremowy
korytarz i znajdujące się w nim trzy pary drzwi. Nie zastanawiając się długo
otworzyłem pierwsze z nich i równie szybko je zamknąłem, gdy ujrzałem za nimi
łazienkę, a w niej jakieś dwie lesbijki. Ostro.
Gdy chwytałem za klamkę następnych dni usłyszałem zduszony
chichot jakieś dziewczyny, która z pewnością nie była trzeźwa oraz głos
chłopaka, który próbował ją uciszyć. Muzyka była zbyt głośna abym mógł
powiedzieć, czy to z pewnością Jessica i Cody, jednak postanowiłem to sprawdzić.
Powoli nacisnąłem na klamkę i lekko uchyliłem drzwi, nie
chcą mieć urazy przez to, że mógłbym zobaczyć nagiego Codiego. Przez ciemność
panującą w pokoju nie mogłem nic dostrzec, a światło z księżyca padające przez
okno pomagało, jednak w małym stopniu.
Na dwuosobowym łóżku znajdowała się para dosłownie
wciskająca sobie języki do buzi, byli taki zajęcie sobą, że nawet mnie nie
zauważyli. Natomiast na kremowym dywanie znajdującym się u nóg łóżka leżała
czarna obcisła sukienka. Dokładnie taka sama jak Jessi.
Ten fakt wystarczył, aby zazdrośnik wewnątrz mnie przejął
kontrolę nad sytuacją. Nawet nie zauważyłem, w której chwili ściągałem chłopaka
z dziewczyny i powaliłem go na ziemię od razu zaczynając go okładać pięściami.
Moje ciosy pomimo tego, że były niechlujne i popadały byle gdzie, nie traciły
na sile. Chłopak wciąż był zdezorientowany, więc leżał pode mną potulnie
przyjmując uderzenia i nawet nie podejmując próby kontrataku.
Szatynka, która wciąż znajdowała się na łóżku zaczęła się
drzeć jakbym co najmniej zabijał jej chłopaka piłą mechaniczną jak w horrorach.
Słysząc za sobą jakieś głosy, które zignorowałem, doszedłem do wniosku, że jej
wołania nie poszły na marne i kogoś zainteresowała zaistniała sytuacja.
Nagle poczułem jak ktoś chwyta mnie za ramiona, zatrzymując
moje dalsze ciosy i próbuje mnie odciągnąć. Widząc, że chłopak, który był moim
„workiem treningowym” leży wystarczająco zmasakrowany na podłodze, przestałem
się wyrywać.
-Stary, kurwa co w ciebie wstąpiło? – powiedział Simpson.
Ale czekaj, to niemożliwe, przecież on leży na podłodze. Przekręciłem kark i
stanąłem twarzą w twarz z Codym.
O kurwa, Bieber...to
żeś się wkopał.
-Eee…ten gościu próbował ją wykorzystać, pomimo jej
sprzeciwu, więc zareagowałem. To chyba normalne? – powiedziałem to co wymyśliłem
na poczekaniu, wewnętrznie mając nadzieję, że blondyn mi w to uwierzy.
-Ugh, to takie typowe dla Jasona, on jest takim dupkiem.
Dobra robota, stary; z taką twarzą nie wyjdzie z domu co najmniej przez kilka
tygodni. – powiedział, poklepując mnie po ramieniu. – A teraz lepiej się
zmywajcie, zanim jego obstawa przyjdzie i uwierz mi, nie będzie za przyjemnie.
Przytaknąłem głową i wykonałem z Codym wymyślone przez nas
przybicie dłoni na pożegnanie. Odwracając się w stronę drzwi, zauważyłem
Jessice opierającą się o framugę drzwi i kręcącą głową z politowaniem, jednak
wciąż się uśmiechała. Jeszcze nie jestem u niej przegrany. Wewnętrznie miałem
ochotę odtańczyć taniec szczęścia, który zapewne przypominałby taniec ludowy
jakiś ludów afrykańskich.
-Dobry prawy sierpowy, Bieber. – powiedziała niebieskooka,
aczkolwiek w ciemności jej tęczówki przybierały zieloną barwę. – A teraz chodź,
musimy znaleźć naszych towarzyszy. – zaśmiałem się razem z nią. Szatynka
chwyciła mnie za rękę i pociągnęła na dół. Splotłem ze sobą nasze palce,
oczekując, że wyrwie swoją dłoń czy coś na ten gest jednak nijak na to
zareagowała.
Po ominięciu ludzi wciąż wyginających się na parkiecie,
nietrudno było zauważyć siedzących na kanapach naszych przyjaciół. Spośród
całej czwórki chyba tylko Ryan był trzeźwy, jednak nie miał on zbytnio innego
wyboru, biorąc pod uwagę to, że dzisiaj to on był naszym kierowcą.
-Pobudka! – wykrzyczałem do ucha Chaza, na co podskoczył na
fotelu i rozejrzał się dookoła zdezorientowany. Widząc, że wszyscy już stoją i
czekając wyłącznie na niego, również podniósł swój tyłek z kanapy, lecz gdyby
nie Ryan, który go chwycił zasnąłby na stojąco.
Kiedy udało nam się opuścić imprezę wsiedliśmy do samochodu
Ryana, jednak tym razem Jessica nie zajęła miejsca na moich kolanach, czego
żałowałem, bo uwierzcie mi na słowo; jej jędrny tyłek na twoich kolanach to
naprawdę zajebiste uczucie.
-Nocujecie dzisiaj u mnie? – powiedziała Jessica do Chrisa,
Chaza i Ryana, przerywając ciszę w aucie. Ja nie miałem zbyt dużej możliwości
wyboru, ale szczerze mówiąc, nie zamierzam narzekać z tego powodu.
Chris zgodził się pod pretekstem, że zostanie w razie czego,
gdyby Demi stwarzała problemy, co było chyba najgłupszą wymówką jaką do tej
pory słyszałem, ponieważ blondynka spała jak zabita i raczej nie miała zamiaru
się budzić, aż do rana, natomiast Chaz i Ryan odmówili, tłumacząc, że jutro
mają jakiś ważny mecz czy coś w tym stylu i muszą się dobrze wyspać, a dobrze
wiemy, że było to niemożliwe w naszym gronie.
-Nie zróbcie mi tylko jutro wstydu. – powiedziałem, gdy po
10 minutach wjechaliśmy na podjazd Hamiltonów. – Niech moc będzie z Wami. –
wybuchłem śmiechem, gdy Ryan z Chazem zasalutowali i powiedzieli „Tak jest,
sir”.
Wszyscy wysiedliśmy z samochodu i po pomachaniu chłopakom na
pożegnanie weszliśmy do domu. Po ustaleniu, że wszyscy będziemy spali w salonie
i wytłumaczeniu przez Jessi, gdzie
znajdują się łazienki, każdy z nas się do niej udał, aby się odświeżyć oprócz
Demi, która już pochrapywała na ułożonych przez nas kocach i pościelach w
salonie.
Po przemyciu swojej twarzy wodą i przepłukaniu ust płynem,
dzięki któremu mój oddech był świeższy wróciłem do salonu, w którym zastałem
Chrisa obejmującego Demi w tali.
Nie wiedząc co innego mógłbym zrobić, usiadłem na kanapie i
czekałem na Jessi. Mieliśmy spać razem, co bądźmy szczerze wcale mi nie
przeszkadzało. Mogę się nawet założyć, że żaden facet niemiałby nic przeciwko
spania z dziewczyną, która wygląda jak chodzący sex.
Słysząc ciche stąpnie stóp po marmurowych schodach obróciłem
głowę w tamtym kierunku i skoncentrowałem swoje spojrzenie na nogach szatynki,
które nie zostały przykryte przez czarną koszykarską koszulkę Chicago Bulldogs.
Widząc jak Jessica ziewa, porzuciłem pomysł rozpoczęcia
jakiejkolwiek konwersacji. Zamiast tego podszedłem do niej i chwyciłem jej
dłoń, następnie ciągnąc ją w kierunku naszego dzisiejszego legowiska.
Gdy wraz z Jessicą zajęliśmy wygodne pozycje, przyciągnąłem
ją do siebie lewą ręką, chwilę później ją nią obejmując w pasie i przykryłem
nasze ciała kołdrą.
-Dobranoc, księżniczko. – powiedziałem w jej włosy,
składając tam również delikatny pocałunek.
-Dobranoc, Justin. – odpowiedziała ziewając, a następnie
obydwoje oddaliśmy się w objęcia Morfeusza.
*Jessica*
-Ja pierdole! – obudziłam się, słysząc krzyki i
przekleństwa, a następnie dźwięk tłuczonych się garnków dobiegający z kuchni.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu trwając wciąż w letargu.
Nasza para gołąbeczków wciąż smacznie spała, a salon wciąż był wypełniony
wszelkiego rodzaju kołdrami i poduszkami, jednak czegoś mi tu brakowało. A
mianowicie Justina.
Kolejny hałas dochodzący z kuchni wzmożył moje
zainteresowanie. Prawdopodobnie był to szatyn, którego obecności mi tu
brakowało. Nagle, przypomniałam sobie jak chłopacy opowiadali mi, że połączenie
kuchni i Biebera nigdy nie kończy się zbyt dobrze.
W dość szybkim tempie podreptałam do kuchni, po drodze
modląc się, abym zastała ją w dobrym stanie. Westchnienie ulgi wyszło z moich ust,
gdy zauważyłam, że moja prośba została wysłuchana. Szatyn klęczał przed szafką
w otoczeniu różnorodnych garnków, których przybywało za każdym razem gdy jego
ręka nurkowała w jej wnętrzu.
-Jest! – wykrzyknął cicho chłopak, uśmiechając się jak
pięciolatek, który dostał nową zabawkę na widok patelni znajdującej się w jego
dłoni.
Wyciągając głowę zza mahoniowych drzwiczek, spojrzał w
stronę framugi, o którą się opierałam i podskoczył w miejscu, waląc tym samym
swoją głową w blat. Najwyraźniej nie spodziewał się mnie tam zobaczyć.
Nie muszę chyba mówić, że zamiast sprawdzić czy nic mu się
nie stało, stałam w tym samym miejscu zgięta w pół i śmiejąc się do rozpuchu z
zaistniałej sytuacji oraz grymasu na twarzy Justina, rozmasowującego bolące
miejsce.
-Oj Bieber, Bieber, co ty odpierdalasz? – zapytałam, gdy
udało mi się opanować oddech i powstrzymać wybuch śmiechu.
-Chciałem zrobić śniadanie. – powiedział, obserwując jak
siadam na blacie wyspy naprzeciwko niego. – Ale nie mogłem znaleźć patelni i
już mi się odechciało. Wytłumacz mi jakim cudem masz 15 takich samych garnków
różniących się tylko rączką i ani jednej patelni?
-Nie wiem, kuchnia jest miejscem, do którego mam zakaz
wstępu, odkąd przypaliłam wodę.
-Hahahaha, co? A myślałem, że to ja jestem kiepskim kucharzem.
-I wciąż jesteś. – posłałam w jego stronę promienny uśmiech.
-Ciekawe czy będziesz mówić tak samo, gdy spróbujesz mojej
abrozji.
-Masz na myśli kanapkę z nuttelą? Jest to chyba jedyna
rzecz, którą umiesz zrobić.
-Umiem jeszcze zaparzyć wodę, w przeciwieństwie do Ciebie. –
oczywiście ten dupek, będzie mi to teraz wypominał.
-Ey! – oburzyłam się. – To nie moja wina, że zepsuł się
zegarek w kuchni i woda zamiast gotować się 10 minut, gotowała się godzinę, a
jak wróciłam to już jej nie było, bo wyparowała.
-Wow, dzięki, że mówisz. Chciałem zaproponować, że razem coś
przygotujemy, ale boję się o swoje zdrowie. – powiedział Justin, za co oberwał
ode mnie w tył głowy, przypadkowo w
miejsce, gdzie prawdopodobnie znajdował się siniak po spotkaniu z grafitowym
blatem.
-Auu! – syknął Justin, ponownie pocierając obolałe miejsce.
– Pojedziemy do naleśnikarni, co ty na to mała?
-Mała to może być twoja pała. – powiedziałam, wystawiając
język w jego stronę.
-Chcesz się przekonać? – szatyn puścił mi oczko, poruszając
przy tym sugestywnie brwiami i uśmiechając się uwodzicielsko.
-Co? Nie! – od razu zaprzeczyłam i pobiegłam na górę, by się
przygotować, wcześniej słysząc jak Justin wybucha śmiechem.
Zauważyłam przez okno, że pomimo słońca, świecącego w całej
swojej okazałości pogoda nie jest najcieplejsza z powodu wiatru. Stanęłam przed
garderobą w rozkroku, opierając prawą rękę na biodrze i zastanawiając się co
założyć, aby wyglądać dobrze, ale żeby nie było mi ani za zimno, ani za gorąco.
Nawet córka projektantki codziennie boryka się z tym problemem, jakim jest
wybór ubrań.
Zauważając czarny prześwitujący sweterek postanowiłam
połączyć go z białą bokserką oraz również czarnymi postrzępionymi szortami i
założyć na siebie. Aby dopełnić efekt końcowy na nogi wsunęłam czarne botki,
natomiast na nos typowe również amerykańskie okulary. Pokręciłam w rozbawieniu
głową, gdy pomyślałem, że zamiast śpiewać „Zielono mi” mogę śpiewać „Czarno
mi”.
Słysząc zirytowane krzyki Justina, abym się pospieszyła
zdążyłam jeszcze jedynie spleść opadające mi na twarz kosmyki włosów w dwa małe
warkoczyki i spiąć je po bokach wsuwkami.
Gdy uznałam, że jestem gotowa zbiegłam na dół,
wyszłam z domu i wsiadłam do czarnego chromowanego Range Rovera Justina,
czekającego na mnie na podjeździe, uprzednio zostawiając w kuchni kartkę dla
naszych śpiochów, że pojechaliśmy zjeść śniadanie na mieście.
-Tak w ogóle to gdzie jest ta naleśnikarnia? – zapytałam,
dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że nie wiem gdzie jest cel naszej
podróży, ani jak się nazywa.
-Kilka ulic dalej, zaledwie 10 minut drogi. – odpowiedział
Justin, ze skupieniem przekręcając kierownice w prawo. – Należy ona do
Billiego, mojego przyszywanego wujka. Pamiętam, że czasami wstawałem o 5 tylko
po to by zdążyć zjeść przed szkołą śniadanie u niego.
Resztę drogi, której tak jak wspominał Bieber pozostało nam
niewiele, pokonaliśmy w przyjemnej ciszy, zakłócanej jedynie piosenkami
wydobywającymi się z radia.
Po zaparkowaniu samochodu na pustym parkingu, nie licząc
kilku samochodów, Justin wysiadł i jak na gentelmana przystało otworzył mi
drzwi i pomógł wysiąść, za co podziękowałam mu uśmiechem.
Po naciśnięciu małego guziczka na pilocie i usłyszeniu
charakterystycznego dźwięku zamykania się auta, Justin zarzucił swoją rękę niedbale na moje ramię i obydwoje
udaliśmy się w stronę małej, przyjaznej knajpki z czerwonym szyldem, na którym
pisało „Billy”. Okolica tak jak i większa część miasta była zadbana i spokojna
oraz była otoczona łonem natury.
Otwarte przez nas drzwi lekko zaskrzypiały, a dzwoneczek
znajdujący się nad nimi zadzwonił, sprawiając tym samym, że oczy wszystkich
były skupione na nas, co z lekka mnie irytowało. Nie macie nic ciekawszego do roboty tępe dzidy?
Justin nie zwrócił na nich nawet uwagi i pociągnął mnie w
kierunku wolnego stolika, którego tu nie brakowało. Usiedliśmy naprzeciwko
siebie na wygodnych czerwonych, skórzanych kanapach przy oknie i chwyciliśmy do
ręki karty dań znajdujące się na stoliku, chwilę później zaczynając je
studiować.
-Wybrałaś już coś? – zapytał Justin, na co przytaknęłam
głową.
-Naleśniki z bitą śmietaną, owocami i polewą czekoladową. Od
samego myślenia o tej bombie kalorycznej cieknie mi ślinka. – i jakby na
potwierdzenie moich słów, mój brzuch przeraźliwie zaburczał, przez co razem z
Jusem wybuchłam śmiechem.
-Chyba też się na to skuszę. – zamknął menu i pomachał ręką
w powietrzu do kelnerki stojącej za ladą. Szatynka z sztucznymi cyckami, które
wręcz wychodziły z za małego o co najmniej 2 rozmiary uniformu, jakby tylko na
to czekała i już kilka sekund później
stała przy naszym stoliku z uwodzicielskim uśmiechem.
-Co dla Ciebie? – oczywiście swoje pytanie skierowała do Justina,
niezauważalnie obciągając dekolt w dół, o ile w ogóle było to jeszcze możliwe.
-Naleśniki z bitą śmietaną, owocami i polewą czekoladową i latte
macchiato. – odpowiedział Justin, gapiąc się jej w cycki. Faceci.
-Dwa razy. – dopowiedziałam, za co otrzymałam karcące
spojrzenie od kelnerki. Od kiedy złożenie zamówienia to coś złego? – To
wszystko, możesz już iść. – powiedziałam
z przesadnie miłym uśmieszkiem na twarzy. Dziwka już mnie wkurwiła, a
zapowiadał się taki dobry dzień.
Dziewczyna spojrzała na Justina jakby błagalnym wzrokiem,
aby kazał jej jeszcze zostać, lecz szatyn nijak na to zareagował.
-Czy ktoś tu jest zazdrosny? – zapytał Justin z aroganckim
uśmieszkiem, gdy zostaliśmy sami.
-Kpisz sobie ze mnie? – naprawdę nie byłam zazdrosna. No,
albo może tak tylko odrobinkę. Ale to chyba normalne; ciekawy która z Was by
się nie wkurzyła, gdyby osoba, która Was zaprosiła do knajpki gwałciłaby
wzrokiem kelnerke? No właśnie żadna. – Po prostu obrzydza mnie to jak gapiłeś
się w te jej sztuczne cycki. Co w tym atrakcyjnego?
-Ey, nie gapiłem jej się w cycki! – zaprzeczył Justin,
jednak sam wiedział, że to nieprawda.
-Nie, wcale. – zironizowałam. – Gdy spytała się Ciebie co
zamawiasz, myślałam, że odpowiesz twoje cycki czy coś w tym stylu. Albo jak…-
-Dobra, okey! Przyznaję się, gapiłem się jej w cycki. –
powiedział Justin trzymając uniesione dłonie, w geście poddanie się.
-Opanuj hormony, Bieber. – powiedziałam, puszczają mu
perskie oczko. Szatyn otworzył usta, aby mi odpowiedzieć jakąś ripostą czy coś,
ale przeszkodziła mu w tym nasza ulubiona kelnerka niosąca nasze dania. Wyczuj sarkazm, skarbie.
-Smacznego. – powiedziała, umieszczając dania na stoliku,
nachylając się przy tym tak, że bałam się, że zamoczy swoje cycki w bitej
śmietanie. Skrzywiłam twarz w zdegustowaniu, co nie uszło jej uwadze, gdyż
wymamrotała pod nosem „Suka”. Teraz to
przegięłaś dziwko.
-Wiesz co… - spojrzałam na jej plakietkę z imieniem i
kontynuowałam. - …Kelsey. Chciałam Ci pogratulować, ale nie było okazji. –
powiedziałam przesłodzonym tonem.
Dziewczyna złączyła brwi w
zdezorientowanie. – Czego?
-Słyszałam ostatnio, że twoja dupa uzyskała instytut użytku
publicznego. – dumna z siebie odchyliłam się w tył i oparłam plecami o skórzany
zagłówek obserwując jak lewa powieka Kelsey zaczyna drgać, a żyłka na jej szyi
pulsować, natomiast Justin zakrztusił się kawałkiem naleśnika, którego
konsumował i spróbował zdusić śmiech.
-Odszczekaj to. – powiedziała, przyjmując dziwkarską pozę.
-Ja to nie ty, suko. Tak w ogóle co ty tu robisz? Z taką ilością
tapety na ryju, ze spokojem możesz być tynkarzem. – o tak, suki. Jessi się rozkręca.
-Pff, ja przynajmniej jestem ładna. – prychnęła.
-Wybacz, ale przez te 6 warstw tapety na twoim ryju nic nie
mogę zobaczyć. – okey, to było suche. -
Od urodzenia jesteś taka brzydka, czy po prostu w dzieciństwie Ci się
kołyska zapaliła i twój ojciec ją łopatą gasił? – zapytałam z udawanym
zainteresowaniem.
-Pff.
-Boże, widzisz a nie grzmisz. A tak, zapomniałam. Prąd
plastiku nie bierze. – zaśmiałam się i chciałam już kontynuować, lecz przerwał
mi Justin widząc, że sytuacja robiła się poważniejsza. Szczerze, to miałam jej
ochotę tak walnąć w ten pusty ryj, że będzie tańczyła trzy dni bez muzyki.
-Tobie już podziękujemy. – swoje słowa Justin skierował do
kelnerki, która po raz ostatni posłała mi groźne spojrzenie i odeszła w stronę
lady.
-Zombie jedzą mózgi, możesz spać bezpiecznie! – ups, nie
mogłam się powstrzymać.
Przeniosłam swoje spojrzenie na Justina, który siedział
naprzeciwko mnie z grobową miną, posyłając mi przy tym karcące spojrzenie,
przez co wewnętrznie skuliłam się w duchu, co było do mnie niepodobne. Jednak
chwilę potem jego usta uformowały się w najszerszy uśmiech jaki do tej pory
widziałam, natomiast z pulchnych warg wydobył się słodki chichot. Serio Jessica, serio? Słodki?
O witaj Cassidy, dawno Cię tu nie było.
Jednak tym razem musiałam przyznać swojej podświadomości
rację, słowo „słodki” nie występowało w moim słowniku jeśli chodzi o facetów.
I jeszcze jedno; tak,
nazwałam swoją podświadomość Cassidy. Ale hej, nie osądzaj mnie! Inni nazywają
swoje telefony, auta albo inne pierdoły, więc to, że również nadałam swojej
wewnętrznej suce imię nie powinno być niczym dziwnym.
-Boże dziewczyno, wyjdź za mnie. – okey, coś mnie ominęło?
Justin widząc moje brwi zmarszczone w zdezorientowaniu
kontynuował. – Jeszcze nigdy nie widziałem, aby jakakolwiek laska miała aż taki
cięty język. Twoje riposty były
zajebiste, zgasiłaś ją kompletnie. Dobra robota, shawty. – nie muszę chyba
wspominać, że moje ego osiągnęło maximum, a Cassidy uśmiechała się dumnie i
mentalnie sobie gratulowała.
-Lubię być oryginalna. – posłałam w jego stronę swój
olśniewający uśmiech, zastanawiając czy moje zęby również zabłyszczały jak w
tych wszystkich amerykańskich filmach. Chociaż wątpię, że tysiące, które były
zainwestowane w moją szczękę, przyniosły aż taki efekt.
Widząc, że żadne z nas nie ma już nic nie do powiedzenia,
ukroiłam kawałek cuda znajdującego się na talerzu przede mną następnie
umieszczając go w buzi, czując jego niebiański smak w podniebieniu.
Fantazjowałam o tym od chwili gdy tylko go zobaczyłam, lecz
nawet moja bogata wyobraźnia nie przewidziała, że będzie on smakował, aż tak
dobrze.
Zamknęłam oczy i jęknęłam w błogości, nie przestając
rozkoszować się tym uczuciem. Głodomor, który krył się we mnie od rana
pochłonął naleśnika wraz ze wszystkimi dodatkami w zaledwie 5 minut, gdzie
Justinowi zajęło to około dwudziestu.
Objedzona oparłam swoje plecy o skórzany zagłówek za mną,
odchylając głową w tył z przymkniętymi oczami, masując się przy tym po brzuchu,
który aż mnie rozbolał od nadmiaru słodkości pochłoniętych w zbyt krótkim
czasie.
Justin również poszedł w moje ślady i po dokładnym oblizaniu
talerza, również rozłożył się na kanapie, wyglądając jakby był u siebie. Położenie
nóg na stół zdecydowanie nie było kulturalne, za co oberwał ode mnie, dość mocnego
kopniaka w piszczel, znajdujący się pod stołem.
Szatyn jęknął zdenerwowany i już chciał mnie zbesztać,
jednak przerwał mu w tym mój telefon, wibrujący na stole i wydający z siebie
piosenkę Rock N Roll Avril Lavinge,
ustawioną jako mój dzwonek.
-Jessi? – usłyszałam w słuchawce głos Demi.
-Nie Penelope Cruz, w czym mogę pomóc? – warknęłam
zirytowana, wywracając przy tym oczami. Spójrz, tą sytuację przerabiam już z
Demetrią od kilku miesięcy. Pomimo tego, że telefon jest dla mnie jak dziecko i
nikomu go nie oddaję (o czym blondynka wie doskonale), za każdym razem gdy
wciskam zieloną słuchawkę, słyszę jak zawsze sprawdza czy to ja odebrałam
telefon, co z biegiem czasu zaczęło mnie ogromnie wkurwiać. Nawet godzinny
monolog, który jej wygłosiłam na ten temat, nie przyniósł oczekiwanych efektów.
-Ugh, a Ciebie jak zawsze nie opuszcza poczucie humoru? –
zapytała, nie dając mi nawet szansy odpowiedzieć. – W każdym razie gdzie jesteście?
-Napisałam Ci przecież, że pojechałam z Justinem coś zjeść.
Uwierz Demi, czytanie nie boli.
-Hahaha, bardzo śmieszne. – tak, ona też kocha sarkazm. –
Chciałam Ci tylko powiedzieć, że poszłam na miasto i kluczę zostawiłam Ci w
doniczce.
-Na miasto powiadasz? – powiedziałam, udając, że trwam w
zadumie.
-Tak, coś w tym dziwnego? – odpowiedziała, pytaniem na
pytanie.
-Nie, skądże. Ale czy aby na pewno Chris nie maczał w tym
palców? – zachichotałam pod nosem, wyobrażając sobie jak jej policzki
przybierają kolor dojrzałych pomidorów.
-Czy ty zawsze musisz być taka ciekawska? – jej głos brzmiał
na zirytowany, lecz znałam ją zbyt dobrze i wiedziałam, że dosłownie próbuje
nie eksplodować i nie powiedzieć mi o tym, że Chris się z nią umówił, co było
do przewidzenia od ich pierwszego spotkania.
-Uh, okey. Zaprosił mnie do kina, zadowolona? – powiedziała, piszcząc i
skacząc, co wywnioskowałam po hałasie w tle. Czy to nie za szybko? Nie dla
Demi. Może i była nieśmiała, ale wiedziała czego chcę i zazwyczaj mówiła o tym
otwarcie.
-I to bardzo. Udanej ranki, misiaczki. – mój głos był
zdecydowanie przesłodzony i przypominał ten, którym mówią babcie ściskając
policzki swoich wnucząt.
-To nie jest randka! Do zobaczenia, skarbie.
-Okey, i pamiętaj, że jestem jeszcze za młoda na zostanie
chrzestną małych Chrisiaczków. – wybuchłam śmiechem słysząc jak Demi mi
wtóruje, natomiast Justin zakrztusił się kawą, którą właśnie delektował.
-Coś mnie ominęło? – zapytał szatyn, ocierając chusteczką usta,
gdy już się rozłączyłam.
-Nic specjalnego. Chris zaprosił Demi na randkę. –
powiedziałam, dopijając do końca swoją kawę.
-Wiedziałem. – mruknął szatyn pod nosem.
-To po co pytałeś? – zapytałam, unosząc przy tym brwi.
-Co? Aaa, nie chodzi o to. Założyłem się z Chrisem, że Twoja
przyjaciółka przypadnie mu do gustu. I wygrałem 20 dolców, co było do przewidzenia.
– uśmiechnął się triumfalnie i skrzyżował ręce za głową.
-A skąd taka pewność? – położyłam łokcie na stole i
pochyliłam niezauważalnie w jego stronę.
-Miałem nadzieję, że będzie tak piękna jak ty i się nie
pomyliłem. – powiedział tym swoim uwodzicielskim tonem. Powiedzenie, że on na
mnie nie działał, byłoby kłamstwem. – Ale i tak jesteś piękniejsza od niej.
Prychnęłam. – I tak nie poruchasz, Bieber. – zaśmiałam się i
wstałam, strzepując ze spodenek niewidzialny pyłek. – Idziemy?
W odpowiedzi Justin skinął głową i podszedł do mnie owijając
swoją rękę wokół mojej tali, uprzednio kładąc 40 dolarów na stole. Korzystając
z sytuacji spojrzałam na Miss plastików zaciskającą pięści ze złości na
plastikowym kubeczku, który aktualnie ani trochę go nie przypominał i posłałam
jej zwycięskie spojrzenia mówiące „Joł,
madafaka. Zajebałam Ci chłopaka”. Nie mogłam się po prostu powstrzymać, a
widząc jak jej lewa powieka zaczyna drgać, a żyłki na szyi pulsować, uznałam,
że było warto.
-A więc jakie mamy plany na resztę dnia, shawty? – zapytał
Justin, przekręcając kluczyki w stacyjce i wyjeżdżając z parkingu.
-Jaką masz pewność, że spędzimy go razem? – zdecydowanie,
lubię się z nim droczyć, ba! Kocham to.
-Gdyż, aż, bo, ale jestem tak zajebisty, że marzysz o
przebywaniu w moim towarzystwie.
-Yeah, Bieber. Zdecydowanie przedawkowałeś Marsjanki w
dzieciństwie. – zaśmiałam się, opierając głowę o szybę. Prędkość z jaką
jechaliśmy powodowała, że krajobraz za nią się rozmazywał, więc musiałam
przenieść swój wzrok na jakiś element w samochodzie, żeby nie zwymiotować na
deskę rozdzielczą samochody szatyna.
-Hamilton, a Ciebie jak zawsze nie opuszcza dobry humor. –
powiedział szatyn, wciskając pedał gazu i przyspieszając do 150 km/h. Lubiłam
szybką jazdę, więc usadowiłam się wygodnie w fotelu i przymknęłam oczy.
Ciszę panującą w samochodzie przerwał telefon Justina, który
zaczął wibrować i wydawać z siebie jakąś melodię w jego kieszeni. Szatyn
pozostawił lewą rękę na kierownicy, natomiast prawą wyjął telefon, a następnie
przyłożył go do ucha.
-Halo? O cześć, mamo… Yeah, nie ma sprawy. O której? Okey,
będę. Do zobaczenia. Tak, ja też Cię kocham. – Justin zakończył rozmowę i z powrotem
wrzucił telefon do kieszeni w czarnych spodniach, odsłaniających mu prawie cały
tyłek, który nawiasem mówiąc był seksowny.
-Bieber, ty słodziaku. – mój ton był zdecydowanie
przesłodzony.
-Nie ty pierwsza mi to mówisz, shawty. Niestety muszę Cię zasmucić.
Jesteś gotowa?
-Urodziłam się gotowa. – zaśmiałam się melodyjnie i
obróciłam w fotelu tak, że miałam idealny widok na szatyna, w skupieniu
kierującego autem.
-Muszę jechać odebrać moją rodzinę z lotniska i niestety nie
będę mógł spędzić z tobą tego dnia. – powiedział, prawie że płaczliwym tonem.
Oczywiście, było to udawane.
-Nareszcie. – powiedziałam pod nosem, jednak specjalnie
wystarczająco głośno, aby Justin mógł to usłyszeć. – Ugh, mam na myśli; tak mi
przykro. I jak ja bez ciebie przeżyję? – można było usłyszeć udawany ból w moim
głosie.
-Mnie też to bardzo boli. Ooo… właśnie tutaj. – swoją dłoń
umieścił po prawej stronie klatki piersiowej, na co zareagowałam śmiechem i
przybiłam sobie ‘facepalma’.
-Debilu, serce masz po drugiej stronie. – pokręciłam głową i
odpięłam pasy, widząc, że właśnie wjeżdżamy na mój podjazd.
-I tak wiem, że mnie kochasz. Do zobaczenie jutro, będę po
ciebie o 11. – powiedział Justin machając mi na pożegnanie, gdy zamykałam za
sobą drzwi. – Tylko nie uschnij z tęsknoty za mną!
Zaśmiałam się chyba po raz setny tego dnia i zaczęłam
podążać w kierunku drzwi, zauważając jak chromowany Range Rover szatyna znika z
mojego pola widzenia, skręcając w lewo na zakręcie.
~~*~~
Hello beauties! :)
Zaskoczone, że to Cody, a nie tak jak przypuszczałyście Justin?
Justin byłby zbyt banalny i od początku nawet o nim nie myślałam. :)
Przy okazji chciałabym podziękować wspaniałej @couldabeenthe1 (jeśli kilkniecie na button po prawej, znajdziecie się na jej blogu graficznym) za wykonanie tego ślicznego szablonu.
Dziękuję również za Wasze komentarze, które są wspaniałe i ogromnie motywujące.
Nawet nie wyobrażacie sobie jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłam, że w ankiecie zagłosowało 131 osób, z czego 78 czyta moje opowiadanie, a 41 dopiero zaczęło. Woow.
Bardzo bym się ucieszyła gdyby ilość komentarzy byłaby chociaż przybliżona do tych liczb. :)
Chciałam Was również poinformować, że założyłam ask'a odnośnie prowadzonych przeze mnie fanfiction KLIK i prosiłabym o kierowanie pytań odnośnie rozdziałów etc. tam a nie na moim prywatnym ask'u.
Czytasz = Komentujesz
Much love, Paulla. <33 :)
Cudo ! Usmiechalam sie czytając te riposty hahah ubostwiam i xekam na nowy bo jest świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńO, a ja byłam stu procentowo pewna, że to Justin! ale Cody to pozytywne zaskoczenie :d Mimo tego cieszę się, że to nie jego pobił Justin xdd Dziękuję za informację o nowym rozdziale i już nie mogę doczekać się nowego, liczę na jakiś Justin-Jessica moment :D
OdpowiedzUsuń[irreplaceable-gentleness]
Wooooow nw co powiedzieć ;D Dlaczego musisz mieć taki talent? Jaaa też tak chceeeeeeeeę ;| Ale dość o tym dziewczyno dodawaj szybko kolejny. ;D Wenyyyyyy ;P
OdpowiedzUsuńyo Jessica kocham Twoje riposty! kurde nie mogłam sie powstrzymać od śmiechu gdy jechała tego plastika jezu kocham Cie za to hahahah jezu XD
OdpowiedzUsuńpozderki Justin, nie poruchasz ;<
czekam na kolejny haha ♥
Omg, świetny hahah :*** <3
OdpowiedzUsuńZajebiste <33 lubię to jak się droczą
OdpowiedzUsuńRewelacyjny ! *.*
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się nexta !
Kocham to! <3
Jessi ma zajebiste riposty ! :)
uwielbiam tego bloga! jestes niesamowit!
OdpowiedzUsuńrozdzial swietny, chociaz myslalam, ze Justin bedzie chcial jechac z Jess na lotnisko, a tu jednak zoatawil ja w spokoju :D
ale tak czy siak niesamowitu, czekam na kolejne rozdzialy;)
@luuv_my_riri
świetny :) /ask.fm/KrolinaGrzeskow
OdpowiedzUsuń<3<3
OdpowiedzUsuńSuper! Ciagle sie śmiałam haha :D czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńZajebisty... Ubustwiam ciebie i tego bloga ;***
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, nie no :) Na początku jak z nim tańczyła myślałam że to Justin, a tu takie zdziwo :D Nie spodobała mi się początkowa reakacja Justina jak olał Jessice , która szła za rękę z Cody'm. A tu nagle bum i "ratuje" ją z opresji xD Nie przewidziałam tego , ale bardzo mi się to spodobało ;) Nie mogę się doczekać nexta , weny życzę :*
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńGenialny, już czekam na next :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ! Kocham to opowiadanie, poważnie. Jak już pisałam pod poprzednim rozdziałem, genialnie tłumaczysz. :) Zdecydowanie chcę więcej i zapraszam do mnie:
OdpowiedzUsuńwww.tlumaczenie-bound.blogspot.com
Jak zwykle rozdział jest genialny. Zaczęłam czytać to od niedawna, ale pokochałam to opowiadanie. :) Jak już pisałam pod ostatnim rozdziałem, świetnie tłumaczysz. Zdecydowanie czekam na więcej i zapraszam do mnie:
OdpowiedzUsuńwww.tlumaczenie-bound.blogspot.com
LadyLorence
Nie jest to tlumaczenie, tylko opowiadanie mojego autorstwa
UsuńO mój Boże, kocham to! Jest to chyba jedyne fanfiction, podczas którego tak bardzo się śmiałam hahahahha! Cudownie piszesz, widać że masz do tego przeogromny talent, naprawdę. Wszystko ma sens i jest przemyślane, a te wszystkie teksty sprawiają, że śmieję się jak idiotka, omg.
OdpowiedzUsuńBuziaki, Ola x
HAHAHAHHAHAHA BOŻE UWIELBIAM TO !!!
OdpowiedzUsuńHAHAHAHA "JOŁ MADAKA FAKA. ZAJEBAŁAM CI CHŁOPAKA" BOŻE, POSIKAŁAM SIĘ :'D MASZ TAK OGROMNE POCZUCIE HUMORU, ŻE.. NO ŻE TEN! NAWET WYSŁOWIĆ SIĘ NIE MOGĘ! :D UWIELBIAM TO OPOWIADANIE I CIEBIE I ŻYCZĘ WIELE WENY, WIELE UŚMIECHU I WGL :) UWIELBIAM TO! :D I CZEKAM NA NASTĘPNY ;))))
zawsze gdy myślę o Miley, kojarzy mi się ona z zabawną osobą. Ty w tym opowiadaniu jakby odzwierciedlasz Miley, jako naprawdę Miley. I to jest super, to jakie masz poczucie humoru, taki talent, gdyby to była książką - zapłaciłabym nawet 500zł żeby ją mieć :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, buziaczki:*
,, Joł mada faka zajebałam ci chłopaka" hahah
OdpowiedzUsuńZajebiste riposty i w ogóle całe opowiadanie ^^
OdpowiedzUsuńOoo… właśnie tutaj. – swoją dłoń umieścił po lewej stronie klatki piersiowej, na co zareagowałam śmiechem i przybiłam sobie ‘facepalma’.
OdpowiedzUsuń-Debilu, serce masz po drugiej stronie.
PRZECIEŻ SERCE JEST PO LEWEJ XDDD
super!!! <3
OdpowiedzUsuńczekam na nn !!! :D
Świetny :) zapraszam na http://sistersalleadyandally.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHahahaha świetnt
OdpowiedzUsuń@VeronikaMiriam
Uśmiałam się czytając te riposty ;)
OdpowiedzUsuńRozdział super ;)
Ahahahahah Bo9ski jakie riposty ona waliła ahahahaha :D
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIEBIE I TO OPOWIADANIE ponieważ:
OdpowiedzUsuń1. Uśmiałam się do łez
2. NIGDY W ŻYCIU bym nie przypuszczała, że to będzie Cody nie Jus
3. Oni są tacy słooooooooooooooodcy jak te naleśniki co je Jessi 'połknęła'
4. Demi i Chaz - aww słodko
5. Podziwiam Twoją wyobraźnię bezgraniczną jak Ocean Spokojny
6. I w ogóle to jest wspaniałe ♥
Czekam na nn i dziękuję, że to piszesz ♥
@trouvdag
+ najbardziej spodobał mi się ten fragment:
Usuń"Fantazjowałam o tym od chwili gdy tylko go zobaczyłam, lecz nawet moja bogata wyobraźnia nie przewidziała, że będzie on smakował, aż tak dobrze. Zamknęłam oczy i jęknęłam w błogości, nie przestając rozkoszować się tym uczuciem. Głodomor, który krył się we mnie od rana pochłonął naleśnika wraz ze wszystkimi dodatkami w zaledwie 5 minut."
Wspaniały, więc ukradłam go na tumbrl, mam nadzieję, że się nie gniewasz - otagowałam go jako jbff i tytuł tego bloga :))
genialny rodział :) <3
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz ;) czekam na następny i zapraszam do mnie http://youaremydreamshawty.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie <3 nie mogę sie doczekać następnego ;*
OdpowiedzUsuńmegaa ♥
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ♥
OdpowiedzUsuń/L
43 year-old Executive Secretary Brandtr Cooksey, hailing from Drumheller enjoys watching movies like The Derby Stallion and Yoga. Took a trip to Three Parallel Rivers of Yunnan Protected Areas and drives a Oldsmobile Limited Five-Passenger Touring. Dowiedz sie wiecej
OdpowiedzUsuńnajlepsi adwokaci rzeszow
OdpowiedzUsuńprawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.
OdpowiedzUsuń