Obudziłam
się czując na twarzy ciepłe promienie słoneczne. Przeciągnęłam się, czego od
razu pożałowałam przez ból pleców, który sprawił, że skrzywiłam się jakbym
właśnie jadła cytrynę. Rozejrzałam się, aby dowiedzieć się czym był on
spowodowany. Leżałam na podłodze wśród porozwalanych rzecz i nierozpakowanych
do końca kartonów. Mądrze, bardzo mądrze
Jessica. Spałaś na podłodze, zamiast na tym nieziemsko wygodnym łóżku.
Zbeształam się wewnętrznie i udałam się do swojej prywatnej łazienki, której
wczoraj nie zauważyłam.
Od razu
pozbyłam się ciuchów i weszłam pod zimny, a zarazem niezwykle orzeźwiający
strumień wody. Kilka minut kąpieli wystarczyło, abym wróciła do żywych.
Zakręciłam kurki, uprzednio spłukując z siebie kokosowy żel pod prysznic.
Owinięta ręcznikiem, podeszłam do fioletowej walizki, aby wyciągnąć z niej swój
strój do biegania, składający się z szarej bokserki sięgającej mi przed pępek,
czarnego stanika sportowego i legginsów w tym samym kolorze. Byłam dobra w
bieganiu, lecz nie lubiłam tego robić w Nowym Jorku. Ścisk na chodnikach i
wieczne pretensje przechodniów, że rzekomo ich popchnęłam zniechęcały mnie.
Natomiast
Stanford było kompletnym przeciwieństwem „Big Apple”. Spokój, cisza oraz
zielona przyroda sprawiały, że od samego patrzenia stawałam się zrelaksowana i
pełna energii. Spięłam swoje włosy w koka na czubku głowy i założyłam swoje buty do biegania\.
Zeszłam do kuchni z Ipodem w ręku i chwyciłam
jabłko, aby chwile potem zatopić w nim swoje zęby. Po ciszy panującej w
domu wywnioskowałam, że mama z Dylanem
jeszcze śpią, ale w sumie nie dziwie im się, jest dopiero 7 rano. Sama jestem
pełna podziwu, że jestem już o tej godzinie na nogach. Wybiegłam z domu i
postanowiłam pozwiedzać okolice. Dzięki muzyce wydobywającej się z moich
słuchawek 2 godziny biegania minęły mi bardzo szybko. Zmęczona i spocona
wróciłam do domu, gdzie zastałam karteczkę od mamy na stoliku w holu.
Pojechałam z Dylanem u koleżanki. Będziemy wieczorem. Kartę
kredytową masz na łóżku, a gofry w lodówce.
Buziaczki, Mama
Zgniotłam
żółtą samoprzylepną karteczkę i udałam się do kuchni, gdzie zjadłam wcześniej
wpomniane gofry. Moja mama pomimo tego, że jest tak zwaną ‘ zapracowaną kobietą
XXI wieku’ potrafi świetnie gotować, co robi dość często. Naprawdę dziwię się,
że warze jedynie 55 kilo, zamiast 4 razy więcej. W takich właśnie chwilach
dziękuję Bogu za szybkie spalanie kalorii, które mam. Jako, że miałam jeszcze 5
godzin do spotkania się z Chrisem, które ustaliliśmy wczoraj postanowiłam
zadzwonić do Demi. Jak zawsze musiałam czekać 3 sygnały, aż łaskawie raczyła
odebrać.
-Nienawidzę
mojego taty! – do moich uszu doszedł oburzony krzyk przyjaciółki.
-Woah! Woah!
Spokojnie. Też się cieszę, że Cię słyszę. – powiedziałam sarkastycznie, co dość
często zdarzało mi się robić.
-Nie
zaczynaj. – warknęła. Demi rzadko była zdenerwowana, lecz jeśli już tak to na
pewno nie z błahego powodu. – Mój genialny ojciec nie ustalił dokładnie z twoją
mamą na jakiej ulicy będziecie mieszkać, więc kupił na jakimś równie bogatym
osiedlu. Najlepsze jest to, że to osiedle znajduje się na drugim końcu
Stratford czyli ponad godzinę drogi od twojego domu.* Nawet nie będziemy
uczęszczać do tej samej ostatniej klasy. – zakończyła łamiącym się głosem.
-Ei, skarbie
nie martw się. Sytuacja nie jest najlepsza, ale damy rade. Żadne kilometry nie
zniszczą prawdziwej przyjaźni, a wieże, że nasza taka jest.
-Dziękuję.
Kocham Cię Jess. Przepraszam, ale musze kończyć. Idę przeprosić tatę, możliwe,
że powiedziałam mu o kilka słów za dużo.
-Też Cię
Kocham. – powiedziałam zanim usłyszałam dźwięk oznaczający, że połączenie
zostało zakończone.
Przyznaję, że informacja
od szatynki zasmuciła mnie, lecz nie martwiłam się zbytnio o naszą przyjaźń,
gdyż jak już wspomniałam, wieże że jest zbyt silna, aby rozpaść się z powodu
jakiś durnych kilometrów. Nie miałam żadnych pomysłów na spożytkowanie wolnego
czasu więc postanowiłam obejrzeć telewizję. Przeskakiwałam z kanału na kanał,
aż w końcu zatrzymałam się na jakieś stacji muzycznej. Dzięki prezenterce
dowiedziałam się, że przesiedziałam przed telewizorem 3 godziny, a spotkanie z
Chrisem mam za 30 minut.
W dość szybkim tempie dotarłam do swojej garderoby, z której
wyjęłam dzisiejszy out fit. Założyłam na
siebie czarny, dopasowany gorset, który włożyłam do środka dżinsowych spodek z
wysokim stanem. Natomiast na nogi ubrałam czarne Conversy do kostki. Gdy byłam
już gotowa podeszłam do lustra aby upiększyć
swoją twarz i rozpuścić włosy.
Z powodu temperatury panującej na dworze postanowiłam jedynie
wytuszować rzęsy, natomiast włosy rozpuścić. Pozostawiłam je naturalnie
falowane, jako że nie miałam czasu na prostowanie ich. Kartę kredytową
pozostawioną przez mamę włożyłam do portfela, a następnie do kieszeni w
szortach. To samo uczyniłam ze swoim iPhonem, na którym uprzednio sprawdziłam
godzinę; 14:55 jest dobrze. Wyszłam z domu, zakluczając za sobą drzwi i udałam
się w stronę Chrisiaka czekającego na mnie przed domem.
-Cześć piękna. – ucałował mnie w policzek na powitanie i
obdarował swoim zniewalającym uśmiechem.
-No cześć przystojny. – powiedziałam, puszczając mu oczko. –
Jakie mamy plany na dzisiaj?
-Dzisiaj będzie tak zwany chillout z moimi przyjaciółmi,
których poznasz. Cieszysz się?
-Skaczę z radości. Jeśli będą tak przystojni jak ty to będę w
niebie. – zachichotałam pod nosem, na fakt jak szczera potrafię być. Resztę
drogi jak się dowiedziałam w kierunku domu Chaza, przyjaciela Chrisa
przegadaliśmy, co chwila wybuchając śmiechem, przez co otrzymywaliśmy oburzone
spojrzenia od mieszkańców.
Gdy dotarliśmy do
ogrodu wiwaty ucichły, a 3 pary oczu zatrzymały się na mnie, sprawiając, że poczułam
lekki dyskomfort.
-Chłopaki, przestańcie ją pożerać wzrokiem i przedstawcie
się. – powiedział Chris powstrzymując śmiech, lecz zarówno mi jak i jemu się to
nie udało.
-Jestem Chaz. – inicjatywę postanowił przejąć zielonooki
szatyn z grzywką lekko opadającą na oczy, podbiegając do mnie z wyciągniętą
ręką niczym torpeda przez co popchnął swoich przyjaciół, sprawiając że jęknęli
z oburzenia. Potrząsnęłam jego ręką, lecz nie zajęło to długo, gdyż nowo
poznany nastolatek został odepchnięty przez blondyna z zielonymi tęczówkami,
które połyskiwały w słońcu, przez co przypominały szmaragdy.
-Witaj piękna niewiasto. Jestem Ryan, twój rycerz na białym
rowerze.
-Stary, co ty ze średniowiecza się urwałeś? Tak w ogóle to ty
nie masz roweru. Przecież, zgubiłeś go miesiąc temu. – głos zabrał oburzony
Chaz. – I to ja byłam pierwszy.
-Co z tego, że byłeś pierwszy skoro tego nie wykorzystałeś?
-Może dlatego, że nie miałem okazji? Jakiś pacan mi to
uniemożliwił.
-Sam jesteś pacan!
-Nie!
-Tak!
-Nie!
Wybuchłam śmiechem, spowodowanym ich ją dziecinną wymianą
zdań. I oni mają 19 lat? No chyba nie.
-Widzisz, co z nimi robisz? – wyszeptał mi do ucha ochrypły
głos. Bliskość oraz jego ciepły oddech na mojej szyi spowodował, że zadrżałam.
Aby nie wyjść na jakąś ciotę, odwróciłam się w kierunku właściciela seksownego
głosu.
-Takie uroki bycia seksowną. – wyszeptałam mu również do
ucha. Dwóch może grać w tą grę.
-Wiem coś o tym. – wyszeptał mi ponownie do ucha,
‘przypadkowo’ przygryzając jego płatek.
-Oh, naprawdę? Nie zgadłabym tego. – postanowiłam się z nim
podroczyć. Chłopak zrobił krok do tyłu dzięki czemu byłam z nim twarzą w twarz.
Twarzą w twarz z pulchnymi, różowymi ustami w kształcie serca, z idealnie
wystającymi kośćmi policzkowymi, z oczami wyglądającymi jak fabryka czekolada.
Ogólniej byłam twarzą w twarzą z pieprzonym ideałem.
- Zadziorna. Lubię taki.
-Pewny siebie. Nie lubię takich. –kłamałam. Uwielbiam takich.
-Oww, ranisz. – na jego twarzy wymalował się sztuczny smutek
przez co zachichotałam.
-Przepraszam. Wybaczysz mi to kiedykolwiek?
-Tak. Jeśli zdradzisz mi swoje imię piękna.
-Jessica. –
powiedziałam wyciągając rękę w jego stronę.
-Justin. –
uścisnął moją rekę, a następnie całując lekko moją dłoń.
Zachichotałam na jego gest.
-Boże, jaki
dżentelmen. – mój głos był przesiąknięty sztucznym podziwem.
-Boże?
Wystarczy Justin. Justin Bieber. – powiedział puszczając moją rękę, przez co
przeniosłam wzrok na dół, napotykając tym samym wytatuowaną rękę. Tą samą rękę,
którą widziałam wczoraj w oknie. Tą samą rękę należącą do chłopaka o
nieziemskim ciele. Uśmiechnęłam się do siebie wewnętrznie na fakt, że właśnie
poznałam pieprzonego Boga Sexu.
Boga Sexu,
który jest moim sąsiadem i nazywa się Justin Bieber.
*wymyśliłam
tą informacje na potrzeby opowiadania.
~~*~~
Dzieńdoberek misiaczki! Postanowiłam rozweselić Wam ten deszczowy poniedziałek i dodać nowy rozdział. Co o nim myślicie? :)
Akurat mam rekolekcje w szkole, więc możliwe, że napisze kilka rozdziałów do przodu i szybciej je dodam. Dziękuję również za wszystkie komentarze i wyświetlenia.
JESTEŚCIE CUDOWNI :)
Poszukuje kogoś chętnego do wykonania szablonu. Jeśli znacie taką osobę, jakąś dobrą szablonarnie lub sami jesteście chętnie napiszcie w komentarzu kontakt do siebie lub napiszcie do mnie. Namiary znajdziecie w zakładce Pytania?
Zachęcam również do zapisywania się w zakładce Informowani oraz głosowania w ankiecie po lewej stronie.
Czytasz = Komentujesz
Much love, Paulla. <33 :)
Awww, kocham ich rozmowę <3
OdpowiedzUsuńzapowiada się ciekawie <3
OdpowiedzUsuńBoże świetny nie mogę doczekać się następnego <3
OdpowiedzUsuńJejuuuu, podoba mi sie ten bloga! Koooocham <3
OdpowiedzUsuńhttp://fanfictionjustnindrewbieber.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńsuper<3
OdpowiedzUsuńBooooski! Justin i Jessika - hdhsjjkcidhbshhdujsj <3 i Ryan mnie powalił! Haha :-D
OdpowiedzUsuńwww.whenever-jbff.blogspot.com
o kurde ;o świetne :D
OdpowiedzUsuńMeega ♥ z pewnoscia zostane na tym blogu na dluzej ^^
OdpowiedzUsuńUhuhu *.*
OdpowiedzUsuńJak uroczo, poznali się *.*
OdpowiedzUsuńO jejku! Jak słodko! Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńjuż to kocham! <3
OdpowiedzUsuńtylko STRATFORD - to miasteczko w którym mieszka.
STANFORD- to najlepsza szkoła :)
tutaj zrobiłaś błąd bo napisałaś Stanford a nie Stradford. :) ale widomo, że te dwa słowa są podobne wiec też czasem rb takie błędy ^^
czekam na następny! :*
Cudowne :)
OdpowiedzUsuńAww no nie mam pytań, idealnie! <3
OdpowiedzUsuń/L